poniedziałek, 27 stycznia 2014

CHAPTER TWO

Obudziłam się w jasnym pokoju, lub tylko tak mi się wydawało, moja głowa bolała niemiłosiernie a każde światło docierające do moich oczu było jakbym patrzyła prosto w rozżarzone słońce latem. Nie mogłam poruszyć nogami i czułam, że jak czegoś nie wypije nie będę mogła wypowiedzieć słowa już nigdy. 

Do mojej świadomości zaczęły napływać wspomnienia z wczoraj(? )Nie jestem pewna ile tutaj spędziłam, jak długo spałam nieprzytomna. Moje oczy zaszkliły się łzami, kiedy przypomniałam sobie co takiego zrobił Harry. To była moja wina, jaką trzeba być idiotką, żeby zaufać obcemu mężczyźnie?! A teraz mam za swoje. Koleś naćpał mnie i prawdopodobnie uwięził w swoim mieszkaniu.

 Z wielkim trudem podeszłam do okna, które skierowane było w górę z racji tego, iż był to pokój na poddaszu. Po lewej stronie stała jakaś opuszczona chata, a dookoła otaczało nas śmieciowisko i pola. Gdzie ja do cholery jestem? Na zapomnianym przez Boga zaułku w domu psychopaty, Vanesso. Moja podświadomość mnie nie oszczędzałam.

Czułam, że nie dam rady dalej stać na nogach i usiadłam na niewielkim parapecie, ocierając wzbierające się łzy. Muszę znaleźć jakąś drogę ucieczki. To jedyne o czym teraz myślałam. No i może jeszcze czy Harry zrobi mi krzywdę?

 W brzuchu burczało mi niemiłosiernie. Byłam wykończona. Jak na zawołanie drzwi delikatnie się otworzyły, a w nich stanął Harry z tacą, na którym znajdowało się moje śniadanie… lub obiad. Momentalnie skuliłam się w sobie.

-Gdzie ja jestem?! Nie podchodź bliżej!
Krzyknęłam, kiedy zaczął podchodzić w moją stronę.
-Jesteś w domu, słońce. Proszę, zjedz to. Nie jadłaś nic przez dwanaście godzin.
-Nie nazywaj mnie tak! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, będę jadła coś od ciebie? Zapomnij. 
Harry odłożył tacę z jedzeniem i podszedł do okna. Wstałam gwałtownie, chciałam dojść do drzwi, aby jakoś się wymsknąć, ale oczywiście straciłam panowanie nad moim naćpanym ciałem. Karciłam się w duchu za to że byłam aż tak nieodporna. Nigdy w życiu nie brałam narkotyków. W ostatniej chwili chłopak złapał mnie w talii i posadził na łóżku.
-Powiedziałam nie dotykaj mnie!
-Wolałabyś teraz leżeć na podłodze?
-Uwierz, że tak.
-Jesteś bardziej wykończona niż myślałem. Masz to zjeść.
-Niczego nie muszę.
Nie zwróciłam uwagi, że cały czas miałam na sobie tę sukienkę, która teraz była mocno podwinięta. To by wyjaśniało, dlaczego mężczyzna nie odwraca ode mnie wzroku. Czułam się osaczona.
-Tak, musisz. I masz to zjeść. Siadaj, z własnej woli, jeśli nie, mam inne sposoby, żeby cię przekonać.
-Nie masz prawa mną rządzić i wypuść mnie.
-Wypuszczę cię, ale i tak nie będziesz wiedziała, w którą stronę pójść. Podpowiem ci, że nie jest to już południowa Anglia.
Jego uśmieszek rozpalał mnie od środka. Czułam, że zaraz eksploduję, od nadmiaru emocji. Miałam ochotę wepchnąć mu ten talerz w gardło.
-Pewnie masz ochotę się przebrać, przez co ubolewam, ale masz tutaj coś wygodnego.
Podał mi stertę damskich ubrań. Normalnie zastanawiałabym się skąd je ma, ale teraz gniew zagłuszał wszystko.
-Skąd mam wiedzieć, że nie otrułeś tego jedzenia tak jak zrobiłeś to wczoraj, co? Jesteś nienormalny! Masz mnie wypuścić!
Usiadł obok mnie i postawił jedzenie na łóżku. Odsunęłam się od niego na co jego mięśnie się spięły.
-Jak już zjesz czekam na ciebie na dole. Po lewej stronie są schody. Przygotuję ci łazienkę. Jeśli nie będzie cię za piętnaście minut, przyniosę cię osobiście, rozbiorę i wsadzę pod prysznic, jasne?

Łzy leciały mi strumieniami, kiedy Harry zamknął za sobą drzwi. Jak tak można? Czułam się fatalnie. Jak zdominowana dziwka, która sama dała się w to wciągnąć. Położyłam talerz na swoich kolanach i zaczęłam grzebać widelcem w jajecznicy, którą dostałam. Byłam cholernie głodna, ale nie dałam mu tej satysfakcji i zjadłam zaledwie połowę.

Postanowiłam zejść na dół, przestraszona groźbą Harrego. Myśl, że zmusza mnie do czegoś jest dla mnie nie do zniesienia. Zawsze byłam dość niezależna, dlatego tak bardzo denerwowało mnie to, że ktoś mówi mi co mam robić. Jeszcze dzisiaj się stąd wydostanę. Obiecuję to sobie.

Kiedy mężczyzna ujrzał mnie na schodach podszedł bliżej.
-Grzeczna dziewczynka. Chodź.
-Zamknij się, proszę cię.
Miałam dość. Chciało mi się płakać.
-Spokojnie Van. Wszystko tutaj przygotowałem. Możesz zamknąć drzwi na klucz.
-Mogę?! Jeśli, jakimś cudem znajdziesz się w tym pomieszczeniu, kiedy będę brać prysznic, przysięgam, że zrobię ci krzywdę!
-Spokojnie Vanesso. Nie denerwuj się. Może gdy rzeczywiście mogłabyś mi coś zrobić przestraszyłbym się, ale nie robisz na mnie wrażenia swoją siłą, słońce.
Ugggggh! Myślę, że dzisiaj kogoś uduszę i tą osobą będzie Harry.
-Cóż może ciebie nie, ale zawsze mogę zrobić coś sobie.
Wyraz jego twarzy zmienił się na wściekły, kiedy zamknęłam mu drzwi przed twarzą. Nie dam mu mieć nade mną kontroli.

Zdjęłam w końcu tą obcisłą, nieszczęsną sukienkę. Zdjęłam bieliznę i weszłam pod gorącą wodę. Strumień zmywał ze mnie wszystkie doświadczenia z  ostatnich dwudziestu czterech godzin, chwilowa ulga opanowała mój umysł i ciało. Mimowolnie z moich oczu spływały łzy, mieszające się z wodą.

Świeża i wykąpana czułam się o wiele lepiej. Przez zjedzony posiłek odzyskałam siłę. Teraz muszę obmyślić plan. Harry wszedł do łazienki, wziąć prysznic, więc mam wielką szansę. Znalazłam drzwi wejściowe i pociągnęłam za klamkę, wiedziałam, że nie pójdzie mi tak łatwo i drzwi będą zamknięte, więc mój cel to znaleźć klucze. Drżącymi rękoma przeszukiwałam szafki w całym, korytarzu. Srebrne klucze mrugnęły mi przed oczami. Zaśmiałam się kiedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo Harry nie przyłożył się do ich schowania. Spanikowana otworzyłam drzwi. Usłyszałam dźwięk zakręcanej wody. Kurwa. Po mnie.

Puściłam się biegiem przez puste ulice tego czegoś. Nie mam zielonego pojęcia gdzie się znajduję a w pobliżu nie ma żywej duszy. Nie dbałam o to, biegłam ile sił w nogach. Obejrzałam się za siebie i serce przyspieszyło gwałtownie. Chłopak znajdował się kilkadziesiąt metrów ode mnie. Szybko skręciłam w boczną dróżkę, chcąc go zgubić. Schowałam się w jakimś starym pomieszczeniu, którego uznałam za magazyn. Nigdy w życiu się tak nie bałam, cholera.  Stąd nie było już ucieczki. Harry zbliżał się powoli, a moje oczy znowu były wilgotne, ale nie pokażę mu,  jak jestem słaba.

 - Vanesso, Vanesso, Vanesso. Mogłem uprzedzić cię jakie konsekwencje czekają cię za ucieczkę. Po za tym dopiero co wyszłaś spod prysznica. Jest koniec listopada, dołożysz mi więcej zadań kiedy zachorujesz.
Przełknęłam głośno ślinę na myśl tych konsekwencji, które mnie czekają.
-Nie masz prawa, dawać mi kar, trzymać mnie u siebie w domu ani mieć nade mną kontroli, więc odwal się!
-Van, ostrzegam cię. Uspokój się i chodź z powrotem. Idziesz z własnej woli albo cię zaniosę.
Ruszyłam przodem, ujrzałam ten okropny uśmieszek satysfakcji na jego twarzy. Podjęłam kolejną próbę ucieczki ale chłopak szybo złapał mnie w talii.
-Widzę, że nic nie wyjdzie z własnowolnego udania się do domu.
Szybkim ruchem uniósł mnie w górę, tak jak wczoraj wynosił mnie z klubu.
-Odstaw mnie na ziemię! Teraz!
-Udowodniłaś, że nie mogę ci ufać, więc zapomnij.
Byłam, już tym wszystkim zmęczona, czekałam tylko aż wejdziemy do domu.
Harry posadził mnie na blacie w kuchni i stanął przede mną bardzo blisko. Usiłowałam go odsunąć ale dałam sobie spokój po dwusetnej próbie.
-Powiedzmy, że zapomnimy o konsekwencjach tego co zrobiłaś, gdyż nie uprzedziłem cię o nich. Okey? Musisz tylko obiecać, że już nie nigdy nie spróbujesz uciekać, jasne?
Zastanowiłam się chwilę. Tak bardzo nie chciałam dać się zdominować, nienawidziłam tego, może przez to, że mój brat Ed zawsze namawiał mnie do czegoś i zawsze musiałam to robić, ponieważ mama mówiła że jest starszy i mądrzejszy.
-Jaki rodzaj konsekwencji masz na myśli?
Uśmiech zagościł na jego twarzy a mnie otulił jego ciepły oddech. Nagle odsunął się i wyjął z jednej z szafek pudełko. Stanął przede mną i otworzył je na moich oczach. Moje oczy rozchyliły się do rozmiarów pięciozłotówek. Nie… to, to nie są przecież.. To były kajdanki. Harry machał mi kluczykiem przed twarzą.
-Wiesz, mam taką małą spiżarnie na samym dole tego domku. Jest ciemno, zimno i brudno.
Zachłysnęłam się powietrzem, łzy, znowu. Chyba przez pobyt tutaj wyczerpię ich zapas.
-Z.. zrobiłbyś to?
Spytałam obserwując jego twarz ,przez chwilę patrzyłam na tego miłego chłopaka z wczoraj.
-To nie mój pomysł i nie podzielam słuszności, ale to jedyny sposób, na nauczkę.
-Jest ktoś jeszcze?
-Zgadzasz się czy nie?
Celowo zignorował moje pytanie. Moje myśli krążyły jak oszalałe. Czy to możliwe, że Harry nie jest jedyny? Że porwał mnie jakiś gang? Przed oczami stanęła mi zimna piwnica, ciemność i te kajdanki.
-Zgadzam się.
Jego uśmiech wypełnił pomieszczenie.
-Chodź do sypialni na pewno jesteś zmęczona.
Zdjął mnie z blatu i postawił na ziemie.
-Trafię do tego pokoju, Harry.
-Mam nadzieję, że nie spróbujesz uciekać?
-Przecież obiecałam.

Wiedziałam, że kłamię. Musiałam uciec za wszelką cenę, może uda mi się znaleźć jakiegoś przechodnia, poprosić o telefon i zadzwonić na policję. Zmęczona przykryłam się miękką kołdrą i od razu zasnęłam. Przez całą noc śnił mi się tylko jeden sen. Harry i Ed w jednym pomieszczeniu, ostro nad czymś dyskutujący.



Autorka: Taki tam rozdział 2! Harry! Ty brutalu! Będę pisać często. Ferie <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz