piątek, 31 stycznia 2014

CHAPTER FOUR


Miałem poważną sprawę do załatwienia dzisiejszego dnia. Wstałem już o szóstej i napisałem kartkę Vanessie. Mam nadzieję, że nic nie wywinie, jednak na tym spotkaniu muszę być obecny i nie mogę powiedzieć, że nie dotyczy to tej śpiącej dziewczyny, w którą się wpatrywałem. Mam nadzieję, że nie będzie musiała dowiedzieć się prawdy...

Musiałem wyjść, będę dopiero wieczorem, więc żadnych numerów! Harry xx

 Wyszedłem z jej pokoju, pokonując pokusę pocałowania jej w policzek. To jak wczoraj zareagowała na moje zachowanie, poprawiło mi humor i pozwoliło mi myśleć, że nie jestem przez nią aż do tego stopnia znienawidzony. Doprawdy nie wiem dlaczego, tak bardzo mi na tym zależy... Wiem, że kiedy dowie się prawdy całkowicie obróci to jej tok myślenia. Miałem tylko nadzieję, że jeśli wrócę zastanę ją w domu, zresztą wątpię, że zdoła z niego wyjść. Pozamykałem każde drzwi i okna, powinna być zamknięta. 

Vanessa's poof*

Każdy poranek tutaj był taki sam. Budzę się, schodzę na dół, Harry mnie wkurza, nakazuje mi jeść a potem i tak muszę robić to co mi karze. W głębi duszy dziękowałam mu za wczorajsze wyjście na zewnątrz. Trochę się zdziwiłam tym, że aż tak się zezłościł i przejął kiedy powiedziałam, że go nienawidzę (gdzie nie byłam do końca szczera..) Harry wydawał mi się pewny siebie, władczy, wyluzowany, ale nigdy nie powiedziałabym, że jest wrażliwy. W domu nigdy nikomu na mnie nie zależało... rodzice wiecznie zabiegani, tydzień w Londynie, tydzień w Irlandii. Mieli sieć firm, w które wkładali całe swoje serce, które powinni oddawać mnie i mojemu bratu. Tyle, że Ed  w ogóle się tym nie przejmował, zatracał się w imprezach, dziewczynach, kuplach, chociaż wydaję mi się, że tak właśnie to odreagowywał. Niestety ja tak nie umiałam, żałuję, że jestem osobą, której do szczęścia potrzebni są ludzie którym na mnie zależy. I może w jakimś stopniu, za to lubiłam Harry'ego. On okazuje mi swoją uwagę, dba o mnie, stara się ze mną rozmawiać. Pomijam już fakt, że mnie porwał czego mu nie wybaczę, ale lubię myśleć, że ktoś o mnie myśli...

Przeciągnęłam się ospale na wielkim łóżku i wstałam. Na ziemie upadła mała karteczka, którą zaraz podniosłam. 

Musiałem wyjść, będę dopiero wieczorem, więc żadnych numerów! Harry xx


Nie.. serio? Myślałam, że Elvis.  Przecież jesteśmy tutaj we dwoje, podpis mógł sobie darować.
Świetnie! Cały dzień w murach, sama! Po prostu genialnie. Dzień idealny. Cholera! Coś poważnego musiało się stać skoro mężczyzna zostawił mnie samą na tyle godzin, owszem wcześniej robił to ale tylko na jakieś dwadzieścia minut do godziny. Postanowiłam zapytać go jak wróci. A skoro go nie ma to mogę dziś pozwolić sobie na wszystko! Oczywiście na wszystko mam na myśli wszystko co można zrobić zamkniętym w czyimś domu.. taak mogę zaszaleć, i nie zamknąć drzwi w łazience, kiedy będę brać prysznic. Właśnie tego nie lubię. Monotonii. Zawsze musi się coś dziać, lubię wychodzić z domu do parku, do nowych miejsc i poznawać ciekawych ludzi. Chyba dlatego tak ciężko mi jest wybaczyć Harry'emu to porwanie, bo pozbawił mnie tego czego lubię najbardziej. Wolności i spontaniczności. Tęskniłam za tym i dlatego tak wczoraj cieszyłam się na to wyjście. 

Poszłam wziąć prysznic i wykąpana ruszyłam do kuchni. Na stole oczywiście stało gotowe śniadanie. Zastanawiam się czy on nie jest dietetykiem. Na talerzu znajdowało się białko w postaci jajka gotowanego z ciemnym pieczywem co dostarczało węglowodanów jak mniemam, a w około, poukładane były maliny, pokrojony banan i jabłko dostarczające witamin.  Tak, okropnie mi się nudzi, tak że analizuję moje posiłki... W tym domu chyba zapomnę jak mówić bez sarkazmu. Usiadłam do stołu i podniosłam jabłko. Znalazłam koleją kartkę.

Masz zjeść wszystko! xx

Tak jak myślałam irytował mnie nawet nie będąc w domu. Szkoda, że byłam strasznie głodna, dlatego zjadłam wszystko. Po raz pierwszy przez cały pobyt tutaj zmyłam po sobie naczynia i poszłam do salonu.
Wystrój tego domu był bardzo prosty, jednak przytulny, z bólem stwierdziłam, że czuję się tu jak w domu. Pokój był jasnobrązowy, na ziemi leżał puchaty biały dywan a na środku kremowa sofa, skierowana na wprost telewizora. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Liście opadały z drzew pokrywając kolorową kołdrą ziemię. Niczego teraz bardziej nie pragnęłam od znalezienia się na zewnątrz. Na dodatek plaża jest nieopodal. Od zawsze uwielbiałam wodę. Plaża w tych rejonach jest naprawdę piękna i nietypowa. Nie ma na niej żółtego piasku i opalających się ludzi, za to są skały, polne dróżki, zieleń. Postanowiłam przestać się dołować.

Nagle przypomniałam sobie o piwnicy, w której rzekomo miałam być zamknięta za zrobienie czegoś wbrew woli Harry'ego. Wspominałam już że nienawidziłam być pod czyjąś kontrolą? Więc, chciałam się dowiedzieć gdzie ona się dokładnie znajduje. Zeskoczyłam szybko z parapetu, porwałam moje buty i kurtkę wspominając sobie co Harry powiedział mi na temat temperatury tam panującej. 

Weszłam do korytarza, przeszukałam każdy jego skrawek. Żadnego wejścia w jakąś podziemną spiżarnię. W pewnym momencie oparłam się o ścianę i ogromny obraz za mną przesunął się w lewo ukazując miniaturowe drzwi. Przeraziłam się. Jakie sekrety jeszcze skrywa ten dom? Pchnęłam je lekko i zobaczyłam schody prowadzące na dół. Zostawiłam drzwi otwarte w razie czegoś. Rzeczywiście, już czułam zmianę temperatury. Było brudno, zimno i śmierdziało wilgocią. Pomyślałam o tym jak mógłby wyglądać mój pobyt tutaj... 

Weszłam do małego, niskiego pomieszczenia. Pełno było tutaj gratów i śmieci. Jeden element przykuł moją uwagę, a mianowicie, kolejne malutkie drzwiczki. Czy to jest jakiś cholerny tunel?! Postanowiłam, to sprawdzić. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte. Zaczęłam rozglądać się za kluczykiem aż w końcu znalazłam, wisiał na rurce od starego odkurzacza, szybko chwyciłam go i drżącymi rękoma zaczęłam otwierać zamek. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy martwych ciał, uwięzionych kobiet, psa? Zbzikowałam odkąd tu jestem. Jednak jedyne co zobaczyłam to schody na górę. Wbiegłam po nich, robiło się coraz jaśniej i jaśniej. Sama nie mogłam w to uwierzyć! Byłam prawie na zewnątrz, musiałam tylko uchylić szybę od okna poddaszowego i już! Namęczyłam się z otworzeniem tego okna, ale nagroda była najlepsza. Byłam właśnie na tyłach domu mężczyzny. Mój pierwszy sukces! 

Okazało się, że tył domku, nie jest obleśny i zaśmiecony, jak wszystkie domy wokoło. Był zadbany i nawet rosły w nim kwiatki, które niestety już usychały z powodu obecnej pory roku. Usiadłam na małej ławeczce i wdychałam świeże powietrze. Nie wierzę, jestem wolna a ja tak po prostu sobie siedzę. Ruszyłam więc w stronę plaży.

Skały były nieco śliskie od obijającej je ciągle, wody. Usiadłam na suchym miejscu i wpatrywałam się w ocean. Zachwycałam się tym krajobrazem. Nie sądziłam, że Anglia może być tak piękna. Zastanawiałam się, która jest godzina i czy zdążę wrócić przed powrotem Harry'ego. Tak. Pogodziłam się z tym, że nie znajdę stąd drogi ucieczki. Tutaj z dziwnych powodów, nie ma żywej duszy oprócz nas. Chciałam tylko posiedzieć i nacieszyć się samotnością. Przez chwilę wcale nie byłam porwana, byłam wolna i mogłam robić co zechcę. Słońce było dość wysoko, więc pozwoliłam sobie zejść na zieloną ścieżkę i przespacerować się jeszcze.

Harry's poof*

Byłem wykończony tym całym spotkaniem. Właściwie to nie uzgodniliśmy nic i na dodatek dostałem w twarz. Więc nie mogę zaliczyć tego dnia do udanych. Siedziałem w samochodzie, słuchając muzyki. Zastanawiałem się co robi Vanessa, muszę ją gdzieś zabrać... cały czas czuję się kurewsko winny za wszystko. 

Zaparkowałem samochód w starym magazynie, który teraz robił za mój garaż i ruszyłem do środka. Było po szesnastej, nie dość, że wcale nie przyniosło skutków, tylko zabrało cenny dzień. Nigdy więcej takich spotkań. Byłem zmęczony długą podróżą i podbitą skronią. Chciałem teraz położyć się i zasnąć. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-Van? Już jestem!
Odwróciłem się i zamarłem w pierwszej chwili. Obraz, drzwi, piwnica. Mogłem się modlić, że nie odkryła wyjścia na tył domu, ale przecież jak myślałem była bystra. Drzwi 'jej ucieczki' były uchylone. Kurwa! Moja wściekłość była teraz wyjątkowo groźna. Kopnąłem stojące obok mnie krzesło. Wybiegłem na zewnątrz i ruszyłem jej szukać. Nie wiem, na kogo jestem bardziej wściekły na siebie czy na nią? Pewnie na siebie... Jak mogłem o tym zapomnieć, jak mogłem w ogóle ją zostawić. Muszę ją znaleźć. Na pewno nie znajdzie żadnej drogi ucieczki, zgubi się, zrobi się ciemno i zamarznie.. Dziwne, że akurat tak o tym myślałem. Na drugim planie znajdowało się to, że będę musiał ją ukarać, ale najpierw muszę ją znaleźć.

Działałem niesamowicie szybko, przeszukałem stare magazyny. Nic. Nigdzie jej nie było. Moją jedyną nadzieją jest plaża. Szybko wbiegłem na polną dróżkę i rozglądałem się dookoła. Wszędzie tylko skały i skały. Cholera, nie znajdę jej.. Stanąłem na środku ogromnej skały i wydzierałem sobie włosy z głowy. Byłem wściekły. Odwróciłem się i zobaczyłem siedzącą po turecku dziewczynę w brązowej kurtce i burzą długich ciemnych włosów, rozwiewanych na wszystkie strony. Kamień spadł mi z serca niemiłosiernie. Miałem ochotę ją teraz uściskać, ale nie mogłem.

Vanessa's

Stwierdziłam, że powinnam wracać. Wstałam ze skały i odwróciłam się. Przysięgam, że mało co, nie dostałam zawału. Mężczyzna podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstki, tak, że pobielały mu knykcie. Jego oczy były ciemne, nie było w nich krzty zieleni, do której tak się przyzwyczaiłam. Piwnica, kajdanki..
-Harry, to boli! Puść mnie, błagam cię!
-Nic nie mów. Idziesz za mną.
Cały czas trzymał mnie w nadgarstkach, czułam już powstające siniaki.
-Puść mnie! Pójdę sama!
-Po tym, mam ci wierzyć? Nie bądź śmieszna, Vanesso.
-Ale.. ja Harry to nie tak!
Zignorował mnie i wziął mnie na ręce. Nie odzywałam się więcej, czułam, że pogarszam swoją sytuację, więc tylko wtuliłam się w jego szyję i zamknęłam oczy aby powstrzymać napływające łzy.

Mężczyzna postawił mnie w na ziemi, po czym zdjął ze mnie kurtkę. Ruszył do kuchni, poczłapałam zrezygnowana za nim. Czekałam tylko, kiedy wyciągnie pudełeczko z kajdankami i karze zejść na dół. Nie mogłam powstrzymać łez.
-Co zrobisz, Harry?
Spytałam cicho, wpatrując się z niego spod rzęs. Czułam się taka malutka. 
- Jak myślisz? Muszę cię ukarać. Sama wiesz, że mnie jest równie ciężko.
-Ale Harry, nie możesz! Proszę cię!
Podeszłam bliżej niego i położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Widziałam jak walczy ze sobą, ale jego wyraz twarzy był nieugięty.
-Zrobię wszystko, tylko nie rób mi tego. Mam prawo chociaż wyjaśnić!
-Masz pięć minut na wytłumaczenie mi się, chociaż to pewnie nic, nie da.
- Z samego rana poszłam pod prysznic, chciałam zgasić światło, którego nie zgasiłeś w korytarzu więc poszłam tam. Przez przypadek oparłam się o obraz i ujrzałam drzwi. Zrobiłam to z czystej ciekawości, Harry! A kiedy zobaczyłam to wyjście w piwnicy, musiałam skorzystać! Całe dnie siedzę w domu, potrzebowałam tego, poszłam na plażę, posiedzieć. Wiem, że na pewno mi nie uwierzysz, ale ja na prawdę nie chciałam dzisiaj uciekać... Chciałam tylko wyjść i posiedzieć samej, wiedziałam, że nigdy byś się na to nie zgodził...
Harry patrzył na mnie, jego oczy wyglądały już normalnie. Moje łzy zalewały moją twarz. Nie może mi tego zrobić... nie jest taki.
-Proszę cię... nie rób mi tego. Musisz mi wierzyć.
Podniósł swoją dłoń do mojego policzka i starł łzy. Posadził mnie blacie wciąż trzymając dłonie na mojej twarzy.
-Sam nie wiem dlaczego ale ci wierzę. Nie płacz, Van...
Przytulił mnie do siebie.
-Na serio?
Uśmiechnął się a ja wtuliłam się w niego.
-To nie znaczy, że następnym razem unikniesz kary. Mam jeden warunek.
-Hmm?
-Robisz wszystko co ci powiem, bez żadnego sprzeciwu.
Popatrzyłam na niego zdekoncentrowana, ale nie miałam wyjścia. Zgodziłam się.






środa, 29 stycznia 2014

CHAPTER THREE

Przebudziłam się wczesnego ranka. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ściany. Co mam zrobić? Nie wiem co będzie z rodzicami, Edem i moimi przyjaciółmi... Czy oni już wiedzą, że mnie nie ma? I tak nigdzie mnie nie znajdą. Bez mojej pomocy.

Postanowiłam ubrać się i zejść na dół, byłam strasznie głodna i miałam nadzieję, że będzie coś w kuchni bo na pewno nie poproszę Harry'ego. Przez niego już nigdy nikomu nie zaufam. Nienawidzę tego jak spokojnie podchodzi to tego, że mnie porwał. Wydaje się, że nie obchodzą go żadne konsekwencje, on jest pewien, że z żadnymi nie będzie się musiał mierzyć. Czego on ode mnie oczekiwał? Weźmie mnie za żonę i będziemy mieć szóstkę uroczych dzieci? A może kręci filmy pornograficzne? Ta wizja mnie rozproszyła i postanowiłam się nie dołować. Ciężko będzie teraz znaleźć drogę ucieczki, nie ma mowy abym trafiła do piwnicy przykuta kajdankami. Kto normalny tak robi? Właśnie, normalny.

Na  blacie w kuchni leżało jabłko, które po chwili chwyciłam. Wyjrzałam przez szklane drzwi na zewnątrz. Harry siedział z gitarą na małym tarasiku. Zaciekawiona wyszłam. Palce chłopaka wygrywały piękną melodię. Czego jeszcze o nim nie wiem?

-Wiesz, gdybyś mnie nie więził, uznałabym cię za dobrego gitarzystę, ale zrobiłeś to, więc jesteś beznadziejny.
Harry gwałtownie odwrócił się i obdarzył mnie uśmiechem. Cholera, cała się telepałam, na sobie miałam tylko za krótkie shorty ( wszystko sobie przemyślał, bo każda para jest za krótka) i za dużą koszulkę chłopaka. Zauważył to, dlatego położył mi na ramionach swoją bluzę. Strzepnęłam ją i weszłam do środka.
-Uznam to za komplement, skarbie.
Zawołał za mną i wszedł do pomieszczenia zamykając mi przed nosem drzwi, machając kluczem i wsadzając do kieszeni z głupim uśmieszkiem. Posiadanie nade mną kontroli dawało mu  satysfakcję.
-Zrobiłem ci śniadanie, które tym razem masz zjeść w całości.
Postawił przede mną tacę pełną jedzenia jak wczoraj. Byłam za bardzo głodna żeby protestować. Harry uśmiechnął się.
-Czekam na ciebie w salonie. Obejrzymy coś.
Jak zwykle to nie była prośba. Nie zamierzam siedzieć obok niego i oglądać z nim telewizji. On jest chory psychicznie, ale po wczorajszym dniu, kiedy przedstawił mi 'konsekwencje' wybryków, miałam wątpliwości, czy mogę cokolwiek zaprotestować...

Zjadałam posiłek po czym ruszyłam w stronę chłopaka. Siedział wyciągnięty na sofie. Mój wzrok padł od razu na odsłoniętą klatkę piersiową Harry'ego. Był umięśniony i wytatuowany. Od zawsze uwielbiałam tatuaże, kochałam oglądać wzory i poznawać ich znaczenia. Uważam, że to dobry sposób na przedstawienie siebie bez mowy.
-Możesz dotknąć Vanesso.
Mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia, przypominając, że wciąż się gapię. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-Po prostu lubię tatuaże, nie przeceniaj się.
-Pode mną miałabyś lepszy dostęp.
-Jesteś obleśny.
-Tobie się podobam.
-Wmawiaj sobie.
Jeszcze nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś bardziej irytował mnie niż Ed. Widocznie był mój szczęśliwy dzień bo właśnie znalazłam.

Oglądaliśmy jakich film romantyczny, to ma być jakiś żart? Para filmowa non stop kleiła się do siebie całując i obmacując, czułam się niezręcznie oglądając to z nim. Harry obserwował mnie za każdym razem, kiedy na ekranie pojawiała się jakaś gorąca scena.
-Dobra ja spasuje.
Nie wytrzymałam kiedy atmosferę między nami można było złapać w wsadzić do kieszeni. Triumf na twarzy mężczyzny był nie do wytrzymania. Stanęłam usiłując się uspokoić. Wróciłam się do Harrego i z wyrzutem oznajmiłam mu wszystko.
-Dlaczego to wszystko?! Po co? Co masz zamiar ze mną zrobić, co? Zrób to teraz! Mam dość czekania na to co ma się wydarzyć, jasne?
Rysy jego twarzy zmieniły się. Wstał i podszedł do mnie, usiłował mnie jakoś uspokoić, ale nie dawałam za wygraną.
-Myślisz, że się nie boję?! Odkąd tutaj jestem śnią mi się koszmary! A obok mnie nie ma nikogo, aby powiedzieć mi, że to zły sen! Mam dość.
Łzy leciały mi po twarzy strumieniami. Cała złość ostatnich trzech dni kipiała ze mnie. Okładałam jego klatkę piersiową niczym worek treningowy.
-Dlaczego mi to zrobiłeś Harry? Czym sobie zasłużyłam?
Spytałam cicho, kiedy mocno złapał mnie za nadgarstki. Nie miałam siły protestować, kiedy uniósł mnie i usadził sobie na kolanach. Byłam taka zmęczona... Wolę zasnąć, i  się nie budzić. Płakałam w tors Harrego. Ironia. To przez niego płakałam i to przez niego teraz czuję się bezpieczniej. Jego ramiona stały się moim chwilowym azylem.
-Van, proszę cię, już nie płacz. Przepraszam za to co robię, ale nie potrafię ci tego wytłumaczyć, musisz mnie na razie zrozumieć wszystko ci wyjaśnię w swoim czasie. Musisz wiedzieć, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić, a wręcz odwrotnie.  Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz koszmary? Musisz się przyzwyczaić, że teraz to jest twój dom.
Już nie płakałam, cicho siedziałam sobie wtulona w mężczyznę. Nie obchodziło mnie już w tej chwili nic. Nie wiem co jest grane, ale zaczynam mieć wrażenie, że Harry coś przede mną ukrywa, lub kogoś... Położyłam dłoń na jego szyi a jego ręce wślizgnęły się pod moje kolana, tak że teraz głaskał moje uda, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę i rumieńce. Delikatne muśnięcia jego palców uśpiły mnie w jego ramionach.


Harry's poof*

Van, zasnęła mi na kolanach. Głaskałem ją po włosach i nie mogłem wyzbyć się wyrzutów sumienia. Miała koszmary... prawdopodobnie przeze mnie a mnie przy niej nie było... Nie mogę jej teraz wszystkiego wyjaśnić.

Obiecałem sobie, że muszę jakoś umilić jej życie. Oczywiście muszę trzymać ją na dystans, co szczerze powiedziawszy strasznie mnie boli. Ona jest taką dziewczyną, której nie da się lekceważyć. Zaraża uśmiechem, jest seksowna i zawsze ma coś sensownego do powiedzenia. I dlatego muszę to robić. Gdybym pozwolił sobie na całkowite zaprzyjaźnienie z nią spełniłbym jej prośbę i z całą pewnością puściłbym ją wolno, a tego nie mogę zrobić. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał zamykać jej w piwnicy, na samą myśl robi mi się niedobrze...

Uniosłem dziewczynę w górę, jej klatka piersiowa bezwładnie przylegała do mojego ciała, a jej głowa spoczywała na moim ramieniu. Muszę jakoś załatwić sprawę z koszmarami. Wszedłem do pokoiku na poddaszu i ułożyłem Van lekko na łóżku. Zdjąłem z niej niewygodne dżinsowe shorty, zostawiając ją jedynie w mojej koszulce. Przygryzłem wargę, nigdy nie mogę oderwać od niej wzroku. Była niewinna i seksowna jednocześnie. Stanowiło idealne połączenie z jej niezwykłą inteligencją. Przykryłem jej ciało białą puchową kołdrą.

Przyniosłem materac do jej pokoju i rozłożyłem go obok okna. Pościeliłem sobie wystarczająco miękko. Tak właśnie zamierzam jej pomóc z koszmarami. Oczywiście wstaję zawsze grubo wcześniej od niej, więc będzie miała zapewnioną prywatność.

Vanessa's poof*

Dzisiejszą noc przespałam bardzo spokojnie, drzemałam idealnie twardym snem i to było mi potrzebne. Wyrwał mnie z niego ból w okolicach podbrzusza. O nie... Tylko nie to!  Szybko stanęłam na równe nogi a moim oczom ukazał się duży materac z drugiej strony łóżka tuż obok okna. Czy to możliwe, że Harry tu spał?

Poszłam zająć się moim problemem do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, cały czas towarzyszył mi nieprzyjemny ból brzucha. Zawsze podczas mojej 'kobiecej sprawy' denerwujący ból nie odstępuje mnie na krok, a cały dzień chodzę jak struta. A teraz zastanawiam się jak to przekazać Jemu. Czuję, że to będzie strasznie niezręczne.. Chcę zapaść się pod ziemię w tej chwili.

Harry siedział w kuchni i przygotowywał dla mnie śniadanie. Jego włosy nadal były w nieładzie i lekki zarost pojawił się na jego twarzy. Z bólem stwierdziłam, że wygląda niesamowicie przystojnie!
-Spałeś w moim pokoju?
Spytałam z ciekawością próbując trochę odejść od tematu, który za chwilę muszę poruszyć.
-Tak.
-Dlaczego??
-Nigdy nie wiem, co zrobisz w nocy. Z twojego okna można uciec, a po za tym skarżyłaś się na koszmary, więc teraz będę blisko.
Tym pierwszym wkurzył mnie jak zwykle ale z drugiej strony, dziękowałam mu w duchu. Nienawidziłam być sama na piętrze...
-Um... po części... dzięki.
-Nie ma za co kochanie.
Przestałam go już upominać, aby skończył z pieszczotliwym nazywaniem mnie. To jak walka z wiatrakami...
-Harry... wiesz, yyy
Cholera! Krępuje mnie już sam jego wzrok.
-Jestem dziewczyną jasne?Wiesz co to znaczy, prawda?
Na twarzy Harry'ego nie było cienia zmieszania. Podszedł do mnie.
-Wiem co to znaczy słońce. I nie rozumiem dlaczego się rumienisz, ale robisz to pięknie. Wszystko czego teraz potrzebujesz jest w dolnej półce w łazience. Znajdziesz tam niebieską kosmetyczkę.


Zostawiłam roześmianego mężczyznę w kuchni i ruszyłam pędem do łazienki. Otworzyłam kosmetyczkę, która była wyposażona nawet w tabletki przeciwbólowe. Powinno mnie dziwić, skąd ma te wszystkie rzeczy, lub planował to porwanie od tygodni.

Ból zelżał pod wpływem proszków. Zjadłam śniadanie, które dostałam i teraz siedziałam na blacie w kuchni patrząc w ogromne okno. Pragnę wyjść na zewnątrz, czuję się jak w klatce. Prawdopodobnie są ostatnie dni ciepła w.. tam gdzie właśnie się znajdowałam.
-Harry, chcę wyjść na zewnątrz.
-Nie.
-Ale dlaczego?
Oburzyłam się, on nie ma prawa zabraniać mi wychodzenia chociażby na krok. Owszem. Miał prawo nie mieć do mnie zaufania, ale chyba przecież nie myślał, że będę grzecznie siedziała, nie próbując sztuczek.
- Po prostu, ci nie ufam.
- Proszę... chcę tylko wyjść. Chodź ze mną, Harry, proszę.
Nie wiem jak mogłam tak nisko upaść i błagać go o coś. Straciłam  swoją godność przytulając go wczoraj, a dzisiaj pozbyłam się jej resztek. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się, wyglądał na zaskoczonego... tym, że chcę by poszedł ze mną?
-Ubierz się ciepło i wyjdziemy.
Posłałam mu delikatny uśmiech, chociaż wcale nie powinnam, ale przecież nie robił mi krzywdy, prawda? Pomyślałam, że mogę mu choć trochę odpuścić.

Wbiegłam na górę, założyłam czarne obcisłe rurki i gruby sweter, na to zarzuciłam brązową kurtkę, którą dał mi Harry. Czekał ubrany przy drzwiach. Założył mi kaptur na głowę, na co przerzuciłam oczami. Otworzył drzwi zamknięte na klucz.

Moją twarz oświetliły przyjemne promienie słoneczne a świeże powietrze, którego nie czułam od mojej rzekomej próby ucieczki wypełniał moje płuca, zadowalająco. Harry złapał mnie za rękę i skierował się w kierunku polnej dróżki.
-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
Szliśmy dłuższą chwilę, a ja zachwycałam się pięknym krajobrazem drzew i pól, dookoła nas. Jak bardzo kiedyś nie doceniałam, tego co mnie otaczało. Dopiero kiedy zostałam zamknięta w pomieszczeniu, zdołałam to zrozumieć.
 Moim oczom ukazał się uroczy drewniany mostek, postawiony nad strumykiem. To mi nie wyglądało na Anglię, przypominało trochę irlandzkie przedmieścia, ale mogłam tylko gdybać. Harry wskazał miejsce obok siebie i posłusznie usiadłam obok niego.
-Pięknie, prawda?
Dźwięk płynącej wody w strumyku, pieścił nasze uszy.
-Yhm...-Zgodziłam się cicho.  - Gdzie jesteśmy?
-Jesteśmy w Out Stuck. To wyspa, jak zauważyłaś. Skrajny punkt Anglii.
- Orzesz.. to przecież jakiś dzień jazdy od Londynu!
- Powiedzmy, że trafiliśmy tutaj nieco szybszym środkiem transportu.
Zauważyłam, że już nic więcej mi nie powie. Wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce, temperatura wyraźnie spadała.
-Wracamy, marzniesz.
Wstał i podał mi dłoń. Nie chwyciłam jej, jednak Harry i tak włożył ją w moją. Szliśmy w ciszy. Zrobiło się na prawdę zimno. Lekko drżałam, tak żeby nie zauważył, nie chciałam, aby już nigdy mnie nigdzie nie zabrał.

Siedzieliśmy w salonie, jedliśmy posiłek przygotowany przez niego. Dziwiło mnie trochę, że jako mężczyzna gotuje o wiele lepiej ode mnie.
-Dlaczego mi powiedziałeś?
-O czym?
-Gdzie jesteśmy.
- I tak nie masz telefonu, bo go zabrałem, nikogo tutaj nie ma, więc uznałem, że możesz wiedzieć.
-Wiesz, że cię nienawidzę?
Spytałam z przekąsem? Nie musiał zabierać mi mojej prywatnej rzeczy..
-Wiem.
Tylko tyle usłyszałam od niego. Wstał i zabrał się za zmywanie naczyń. Miałam mieszane uczucia co do niego. Niby nie robił mi nic złego, ale jednak mnie tutaj trzyma. Nie mam prywatności, ale.. opiekuje się mną, to on śpi na kanapie, kiedy ja zajęłam łóżko, teraz przeniósł się, kiedy powiedziałam, że mam koszmary. Sama nie wiem co mam myśleć. Może nie powinnam być tak oschła? W twarzy Harry'ego widoczny był smutek i złość. Nie wiem już co robić.

Mężczyzna przyniósł mi kubek gorącej czekolady i odwrócił się na pięcie.
-Dokąd idziesz?
-Wiesz, kiedy ja kogoś nienawidzę, nie jestem zbyt zadowolony, kiedy muszę przebywać z nim w jednym pokoju.
Trochę zabolało, dlaczego do cholery mam wyrzuty sumienia?
-Nie, Harry czekaj, nie to miałam na myśli.
Jego wyraz twarzy był teraz łagodny, ale i smutny. Uśmiechał się delikatnie.
-Nie Van, właśnie to miałaś na myśli. Pij bo będzie zimne, mała. Będę na górze.
-Nie! Niczego nie wypiję, póki nie zostaniesz.
Harry zawahał się przez chwilę i usiadł obok mnie.Upił łyk z mojego kubka i włożył go w moje dłonie.
-Pij! Podobno wspomaga odporność.
Roześmiałam się na jego słowa. Szturchnęłam go lekko w ramię.
-Nie nienawidzę cię... Nie to, że cię lubię- dodałam szybko, na co zachichotał - ale też nie nienawidzę, ok?
Obdarzył mnie uśmiechem i lekko nachylił się aby pocałować mój policzek.Jego ciepłe wargi pieściły moją skórę dłużej, niż powinny.  Jak dobrze, że w pokoju panował półmrok, nie zobaczył moich delikatnych rumieńców.  Ze względu na moją ciemną karnację, rzadko kiedy było je widać, ale mimo wszystko się ich wstydziłam.
-Bez takich gestów!
Harry objął mnie ramieniem.
-Takie mogą być?
-Nie przesadzaj.
Zaśmiałam się po czym namoczyłam swoje wargi w ciepłym płynie.


Autorka: Nie wiem, czy ktokolwiek, to czyta, ale piszę dla siebie. Enjoy CPR 3! <3




poniedziałek, 27 stycznia 2014

CHAPTER TWO

Obudziłam się w jasnym pokoju, lub tylko tak mi się wydawało, moja głowa bolała niemiłosiernie a każde światło docierające do moich oczu było jakbym patrzyła prosto w rozżarzone słońce latem. Nie mogłam poruszyć nogami i czułam, że jak czegoś nie wypije nie będę mogła wypowiedzieć słowa już nigdy. 

Do mojej świadomości zaczęły napływać wspomnienia z wczoraj(? )Nie jestem pewna ile tutaj spędziłam, jak długo spałam nieprzytomna. Moje oczy zaszkliły się łzami, kiedy przypomniałam sobie co takiego zrobił Harry. To była moja wina, jaką trzeba być idiotką, żeby zaufać obcemu mężczyźnie?! A teraz mam za swoje. Koleś naćpał mnie i prawdopodobnie uwięził w swoim mieszkaniu.

 Z wielkim trudem podeszłam do okna, które skierowane było w górę z racji tego, iż był to pokój na poddaszu. Po lewej stronie stała jakaś opuszczona chata, a dookoła otaczało nas śmieciowisko i pola. Gdzie ja do cholery jestem? Na zapomnianym przez Boga zaułku w domu psychopaty, Vanesso. Moja podświadomość mnie nie oszczędzałam.

Czułam, że nie dam rady dalej stać na nogach i usiadłam na niewielkim parapecie, ocierając wzbierające się łzy. Muszę znaleźć jakąś drogę ucieczki. To jedyne o czym teraz myślałam. No i może jeszcze czy Harry zrobi mi krzywdę?

 W brzuchu burczało mi niemiłosiernie. Byłam wykończona. Jak na zawołanie drzwi delikatnie się otworzyły, a w nich stanął Harry z tacą, na którym znajdowało się moje śniadanie… lub obiad. Momentalnie skuliłam się w sobie.

-Gdzie ja jestem?! Nie podchodź bliżej!
Krzyknęłam, kiedy zaczął podchodzić w moją stronę.
-Jesteś w domu, słońce. Proszę, zjedz to. Nie jadłaś nic przez dwanaście godzin.
-Nie nazywaj mnie tak! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, będę jadła coś od ciebie? Zapomnij. 
Harry odłożył tacę z jedzeniem i podszedł do okna. Wstałam gwałtownie, chciałam dojść do drzwi, aby jakoś się wymsknąć, ale oczywiście straciłam panowanie nad moim naćpanym ciałem. Karciłam się w duchu za to że byłam aż tak nieodporna. Nigdy w życiu nie brałam narkotyków. W ostatniej chwili chłopak złapał mnie w talii i posadził na łóżku.
-Powiedziałam nie dotykaj mnie!
-Wolałabyś teraz leżeć na podłodze?
-Uwierz, że tak.
-Jesteś bardziej wykończona niż myślałem. Masz to zjeść.
-Niczego nie muszę.
Nie zwróciłam uwagi, że cały czas miałam na sobie tę sukienkę, która teraz była mocno podwinięta. To by wyjaśniało, dlaczego mężczyzna nie odwraca ode mnie wzroku. Czułam się osaczona.
-Tak, musisz. I masz to zjeść. Siadaj, z własnej woli, jeśli nie, mam inne sposoby, żeby cię przekonać.
-Nie masz prawa mną rządzić i wypuść mnie.
-Wypuszczę cię, ale i tak nie będziesz wiedziała, w którą stronę pójść. Podpowiem ci, że nie jest to już południowa Anglia.
Jego uśmieszek rozpalał mnie od środka. Czułam, że zaraz eksploduję, od nadmiaru emocji. Miałam ochotę wepchnąć mu ten talerz w gardło.
-Pewnie masz ochotę się przebrać, przez co ubolewam, ale masz tutaj coś wygodnego.
Podał mi stertę damskich ubrań. Normalnie zastanawiałabym się skąd je ma, ale teraz gniew zagłuszał wszystko.
-Skąd mam wiedzieć, że nie otrułeś tego jedzenia tak jak zrobiłeś to wczoraj, co? Jesteś nienormalny! Masz mnie wypuścić!
Usiadł obok mnie i postawił jedzenie na łóżku. Odsunęłam się od niego na co jego mięśnie się spięły.
-Jak już zjesz czekam na ciebie na dole. Po lewej stronie są schody. Przygotuję ci łazienkę. Jeśli nie będzie cię za piętnaście minut, przyniosę cię osobiście, rozbiorę i wsadzę pod prysznic, jasne?

Łzy leciały mi strumieniami, kiedy Harry zamknął za sobą drzwi. Jak tak można? Czułam się fatalnie. Jak zdominowana dziwka, która sama dała się w to wciągnąć. Położyłam talerz na swoich kolanach i zaczęłam grzebać widelcem w jajecznicy, którą dostałam. Byłam cholernie głodna, ale nie dałam mu tej satysfakcji i zjadłam zaledwie połowę.

Postanowiłam zejść na dół, przestraszona groźbą Harrego. Myśl, że zmusza mnie do czegoś jest dla mnie nie do zniesienia. Zawsze byłam dość niezależna, dlatego tak bardzo denerwowało mnie to, że ktoś mówi mi co mam robić. Jeszcze dzisiaj się stąd wydostanę. Obiecuję to sobie.

Kiedy mężczyzna ujrzał mnie na schodach podszedł bliżej.
-Grzeczna dziewczynka. Chodź.
-Zamknij się, proszę cię.
Miałam dość. Chciało mi się płakać.
-Spokojnie Van. Wszystko tutaj przygotowałem. Możesz zamknąć drzwi na klucz.
-Mogę?! Jeśli, jakimś cudem znajdziesz się w tym pomieszczeniu, kiedy będę brać prysznic, przysięgam, że zrobię ci krzywdę!
-Spokojnie Vanesso. Nie denerwuj się. Może gdy rzeczywiście mogłabyś mi coś zrobić przestraszyłbym się, ale nie robisz na mnie wrażenia swoją siłą, słońce.
Ugggggh! Myślę, że dzisiaj kogoś uduszę i tą osobą będzie Harry.
-Cóż może ciebie nie, ale zawsze mogę zrobić coś sobie.
Wyraz jego twarzy zmienił się na wściekły, kiedy zamknęłam mu drzwi przed twarzą. Nie dam mu mieć nade mną kontroli.

Zdjęłam w końcu tą obcisłą, nieszczęsną sukienkę. Zdjęłam bieliznę i weszłam pod gorącą wodę. Strumień zmywał ze mnie wszystkie doświadczenia z  ostatnich dwudziestu czterech godzin, chwilowa ulga opanowała mój umysł i ciało. Mimowolnie z moich oczu spływały łzy, mieszające się z wodą.

Świeża i wykąpana czułam się o wiele lepiej. Przez zjedzony posiłek odzyskałam siłę. Teraz muszę obmyślić plan. Harry wszedł do łazienki, wziąć prysznic, więc mam wielką szansę. Znalazłam drzwi wejściowe i pociągnęłam za klamkę, wiedziałam, że nie pójdzie mi tak łatwo i drzwi będą zamknięte, więc mój cel to znaleźć klucze. Drżącymi rękoma przeszukiwałam szafki w całym, korytarzu. Srebrne klucze mrugnęły mi przed oczami. Zaśmiałam się kiedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo Harry nie przyłożył się do ich schowania. Spanikowana otworzyłam drzwi. Usłyszałam dźwięk zakręcanej wody. Kurwa. Po mnie.

Puściłam się biegiem przez puste ulice tego czegoś. Nie mam zielonego pojęcia gdzie się znajduję a w pobliżu nie ma żywej duszy. Nie dbałam o to, biegłam ile sił w nogach. Obejrzałam się za siebie i serce przyspieszyło gwałtownie. Chłopak znajdował się kilkadziesiąt metrów ode mnie. Szybko skręciłam w boczną dróżkę, chcąc go zgubić. Schowałam się w jakimś starym pomieszczeniu, którego uznałam za magazyn. Nigdy w życiu się tak nie bałam, cholera.  Stąd nie było już ucieczki. Harry zbliżał się powoli, a moje oczy znowu były wilgotne, ale nie pokażę mu,  jak jestem słaba.

 - Vanesso, Vanesso, Vanesso. Mogłem uprzedzić cię jakie konsekwencje czekają cię za ucieczkę. Po za tym dopiero co wyszłaś spod prysznica. Jest koniec listopada, dołożysz mi więcej zadań kiedy zachorujesz.
Przełknęłam głośno ślinę na myśl tych konsekwencji, które mnie czekają.
-Nie masz prawa, dawać mi kar, trzymać mnie u siebie w domu ani mieć nade mną kontroli, więc odwal się!
-Van, ostrzegam cię. Uspokój się i chodź z powrotem. Idziesz z własnej woli albo cię zaniosę.
Ruszyłam przodem, ujrzałam ten okropny uśmieszek satysfakcji na jego twarzy. Podjęłam kolejną próbę ucieczki ale chłopak szybo złapał mnie w talii.
-Widzę, że nic nie wyjdzie z własnowolnego udania się do domu.
Szybkim ruchem uniósł mnie w górę, tak jak wczoraj wynosił mnie z klubu.
-Odstaw mnie na ziemię! Teraz!
-Udowodniłaś, że nie mogę ci ufać, więc zapomnij.
Byłam, już tym wszystkim zmęczona, czekałam tylko aż wejdziemy do domu.
Harry posadził mnie na blacie w kuchni i stanął przede mną bardzo blisko. Usiłowałam go odsunąć ale dałam sobie spokój po dwusetnej próbie.
-Powiedzmy, że zapomnimy o konsekwencjach tego co zrobiłaś, gdyż nie uprzedziłem cię o nich. Okey? Musisz tylko obiecać, że już nie nigdy nie spróbujesz uciekać, jasne?
Zastanowiłam się chwilę. Tak bardzo nie chciałam dać się zdominować, nienawidziłam tego, może przez to, że mój brat Ed zawsze namawiał mnie do czegoś i zawsze musiałam to robić, ponieważ mama mówiła że jest starszy i mądrzejszy.
-Jaki rodzaj konsekwencji masz na myśli?
Uśmiech zagościł na jego twarzy a mnie otulił jego ciepły oddech. Nagle odsunął się i wyjął z jednej z szafek pudełko. Stanął przede mną i otworzył je na moich oczach. Moje oczy rozchyliły się do rozmiarów pięciozłotówek. Nie… to, to nie są przecież.. To były kajdanki. Harry machał mi kluczykiem przed twarzą.
-Wiesz, mam taką małą spiżarnie na samym dole tego domku. Jest ciemno, zimno i brudno.
Zachłysnęłam się powietrzem, łzy, znowu. Chyba przez pobyt tutaj wyczerpię ich zapas.
-Z.. zrobiłbyś to?
Spytałam obserwując jego twarz ,przez chwilę patrzyłam na tego miłego chłopaka z wczoraj.
-To nie mój pomysł i nie podzielam słuszności, ale to jedyny sposób, na nauczkę.
-Jest ktoś jeszcze?
-Zgadzasz się czy nie?
Celowo zignorował moje pytanie. Moje myśli krążyły jak oszalałe. Czy to możliwe, że Harry nie jest jedyny? Że porwał mnie jakiś gang? Przed oczami stanęła mi zimna piwnica, ciemność i te kajdanki.
-Zgadzam się.
Jego uśmiech wypełnił pomieszczenie.
-Chodź do sypialni na pewno jesteś zmęczona.
Zdjął mnie z blatu i postawił na ziemie.
-Trafię do tego pokoju, Harry.
-Mam nadzieję, że nie spróbujesz uciekać?
-Przecież obiecałam.

Wiedziałam, że kłamię. Musiałam uciec za wszelką cenę, może uda mi się znaleźć jakiegoś przechodnia, poprosić o telefon i zadzwonić na policję. Zmęczona przykryłam się miękką kołdrą i od razu zasnęłam. Przez całą noc śnił mi się tylko jeden sen. Harry i Ed w jednym pomieszczeniu, ostro nad czymś dyskutujący.



Autorka: Taki tam rozdział 2! Harry! Ty brutalu! Będę pisać często. Ferie <3

niedziela, 26 stycznia 2014

CHAPTER ONE

  Mój braciszek, zawsze miał nieudolnych przyjaciół, ale te plastikowe marionetki, nie widzące świata przez swoje sztuczne rzęsy, to była już przesada. I jeszcze miałam iść z nimi na imprezę. Nienawidzę imprez typowych nastolatków! Seks, alkohol, narkotyki, gwałty, pary obmacujące się po kontach w łazienkach, które przy okazji wyglądają jak chlewy.

 Moi rodzice, wyjechali na miesiąc do Szkocji, załatwić jakieś sprawy finansowe, o których nie miałam zielonego pojęcia i to nawet lepiej. Uważali, że mogą zostawić nas samych, w końcu oboje byliśmy dorośli. Tyle że ‘dorosłość’ jest pojęciem względnym. Dorosłość mojego brata, to tylko i wyłącznie wiek. Rodzice naprawdę nie wiedzieli co będzie się działo w domu podczas ich nieobecności. Męska ‘piżama party’ przy meczu, piwie i pizzy, dlatego mój kochany brat- Ed, postanowił wykopać mnie z domu.
  -Van, przyjdą moje przyjaciółki, zabiorą cię na imprezę do klubu na całą noc! Nie musisz dziękować, siostra.
Jak zwykle nieziemsko wkurzający. Do cholery, mieszkamy ze sobą całe życie a on w ogóle mnie nie zna.
 -Nigdzie nie idę z twoimi przyjaciółmi, a po za tym. Dobrze wiesz, że nienawidzę imprez i na nie nie chodzę!
  -Wiem! Bo jesteś cholerną nudziarą! Zamiast wychodzić czytasz i się uczysz. Największą twoją rozrywką jest  telewizja i laptop! Rusz tyłek Vanessa!

Kipiałam ze złości. Miałam ochotę rozwalić te jego śliczną buźkę. Chyba najbardziej bolało to,że miał pieprzoną rację, ale co poradzę, taka już jestem. Nie mogę zmienić  osobowości i robić coś wbrew sobie! Nie jestem taka!
 -Wcale nie! Umiem się bawić. Powiedz tym lafiryndom, że mają być po 20!

Wiem,że szłam mu teraz totalnie na rękę, ale nie obchodziło mnie to. Może naprawdę potrzebuję jakiejś rozrywki. I takim oto sposobem , jestem w teraz w aucie w najkrótszej sukience jaką miałam na sobie kiedykolwiek. Przyjaciółki Eda i tak stwierdziły, że jest długawa. Bez przesady ledwo zasłaniała mi tyłek! Głęboki dekolt non stop mnie uwierał a wysokie obcasy już robiły mi odciski. Na szczęście moje długie, czarne włosy, które rozpuściłam zasłaniały część odsłoniętych piersi. Nienawidziłam wyglądać jak dziwka. Obok mnie te tapeciary. Obie blondynki (nie to, że obrażam dziewczyny o blond włosach, tak się składa, że mam przyjaciółkę blondynkę i jest najbardziej inteligentną osobą  w szkole) ale  samo to dawało do myślenia. Ich włosy były suche i zniszczone od ciągłego prostowania, a ich podkład równie dobrze mógł być nutellą. Chociaż stwierdziłam, że obie są bardzo ładnymi kobietami, ale jak na swój wiek powinny ubierać się bardziej z klasą.

Miranda (jedna z dziewczyn) pociągnęła mnie do środka, kiedy ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem. Do tego klubu nie można było wchodzić kiedy nie miało się dwudziestu jeden lat, ale na szczęśćie starsze koleżanki, wysokie obcasy  i krótka sukienka dodały mi lat i  ostatecznie siedziałam teraz przy barze, obserwując to wszystko.

Wystrój tego miejsca niczym nie różnił się od innych klubów. Na środku tańczyli napaleni faceci obserwując swoje zdobycze. Dookoła parkietu przy stolikach siedzieli ‘ci’ zalani, z zapełnionymi przez alkohol stolikami, a na górnym podeście było miejsce dla DJ’a.

Tak, jak myślałam Miranda i Jessica zostawiły mnie zaraz po tym jak przekroczyłyśmy próg tego głośnego i zapoconego miejsca. Powoli miałam tego dość.  Sukienka cały czas podnosiła mi się do góry co zmuszało mnie do ciągłego ściągania jej w dół, buty uwierały moje stopy a w dekolt wbijała mi się mocno obcisła sukienka. Pragnę teraz luźnej koszulki Eda i wygodnych shortów
.
Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Obejrzałam się do tyłu i ujrzałam mężczyznę, na oko z piętnaście centymetrów wyższego ode mnie. Miał nieokiełznane brązowe loki, postawione na żelu. Widać,że włożył dużo starań w to żeby ułożyć je do góry, co uznałam za urocze. Serio Vanessa? Serio? Urocze? 
Pełne malonowe usta były co chwila przez niego przygryzane na co robiło mi się gorąco i zdecydowanie najbardziej przyciągającym obiektem w jego twarzy były szmaragdowe oczy, w których błyszczało coś czego nie potrafiłam odczytać. Przysiadł się na dużym krześle obok mnie, gdzie najpierw przysunął je nieco bliżej. Oblizał wargę i zlustrował moje ciało z góry do dołu. Chciał zrobić to dyskretnie jednak nie udało mu się tego zrealizować.

-Który z ochroniarzy cię tutaj wpuścił?
Zapytał unosząc jedną brew ku górze.
-Dlaczego pytasz?
-Wybacz,  ale nie wyglądasz mi na starszą ode mnie. Jesteś grubo młodsza i wyglądasz na znudzoną i lekko zagubioną.
-Chyba nie pójdziesz i mnie nie wydasz?
Uśmiechnął się co spowodowało pojawienie się dołeczków w policzkach. Doprawdy  nie wiedziałam do czego pił ten mężczyzna.
-Jasne, że nie, ale z racji tego, że jesteś bardzo młoda czuję się zaobowiązany się tobą zaopiekować.
-Nie potrzebuję niańki.
Mruknęłam.
-Jesteś tu sama.
-Widzisz te dwie blondynki całujące się z jednym facetem?
Powiedziałam to z pogardą i szokiem na twarzy kiedy je ujrzałam.
-Dlaczego do nich nie dołączysz?
Spytał z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.
-Czy wyglądam jakbym miała na to ochotę?
-Na całowanie obcego mężczyzny?
Spojrzał na mnie jakbym miała odebrać jego  wypowiedź dwuznacznie i zrozumiałam. Lekko się zarumieniłam na co oblizał wargi.
-Tak. Nie znam tych dziewczyn, kazały mi to założyć i właściwie to zostałam zaciągnięta tu siłą i wolałabym już wyjść, sukienka mnie wkurza, buty są na mnie za małe  i mam ochotę zwymiotować kiedy przypomnę sobie propozycje, którą dostałam od jakiegoś faceta przed twoim przybyciem.
Naprawdę, jakim trzeba być człowiekiem, żeby złapać dziewczynę za biodra i spytać czy nie zrobię mu.. tego czegoś, co nawet nie mogę przepuścić przez myśl. Oczy mężczyzny przede mną pociemniały, nie wiem z jakiego powodu. Domyślam się,że na to co powiedziałam.
-Nie powinnaś tutaj być.
-Jestem dorosła.
-Ale bezbronna.
Powiedział twardo na co się zamknęłam. Nie mam pojęcia o co mu chodzi!
-Jestem Harry.
Przedstawił się mi teraz już  z uśmiechem.  Rozdwojenie jaźni. Pomyślałam tylko i ujęłam jego dłoń, która czekała na uścisk.
-Vanessa. I do twojej wiadomości mam osiemnaście lat a ty nie wyglądasz mi na dużo starszego.
Zaśmiał się na moją zirytowaną minę, i popatrzył na mnie przepraszająco.
-Spokojnie, nie chciałem cię w żaden sposób denerwować. Między nami jest jedynie dwa lata różnicy, ale spójrz na mnie i na ciebie. Masz ledwie metr sześćdziesiąt pięć, ktoś mógłby tutaj zrobić ci krzywdę. Dlatego chcę pokazać ci miejsce dużo lepsze niż to. Po prostu chodź ze mną na górę.

Sama nie wiem dlaczego ruszyłam na piętro za obcym mężczyzną. Nie wydawało mi się,że chce mi zrobić coś złego. Sam powiedział, żebym tu uważała, więc uznałam jego intencje za zupełnie czyste. Harry podszedł do schodów. Dodał mi otuchy spojrzeniem i ujął moją dłoń w swoją, którą od razu wyjęłam, rozbawiając go tym.

Szliśmy długim korytarzem, aż do ostatnich drzwi. Chłopak otworzył przede je mną a moim oczom ukazał się klub. Ale nie taki jak na dole. Tutaj wszystko się różniło. Prawie wszyscy tańczyli, nie tak obleśnie jak tamci. Tutaj grała porządna muzyka z lat od dwudziestych do siedemdziesiątych co o wiele bardziej mi odpowiadało, dosłownie dwa stoliki zajęte były przez osoby, które piły najdroższe firmowe wino i whiskey. Wszystko wyglądało tak jakbyśmy nagle przenieśli się w czasie. Było bajecznie!

-Ale.. ale jak?!
Wydukałam zaskoczona, że nigdy nie wiedziałam o tym miejscu. Czułam oddech Harry’ego na odkrytym ramieniu. Stał tuż za mną.
-Nieziemsko prawda?
Szepnął mi do ucha na co dostałam gęsiej skórki. Odwrócił mnie lekko do siebie. Uśmiechnęłam się promiennie.
-Nieziemsko.
Odpowiedziałam z uśmiechem na co chłopak najwyraźniej się ucieszył. Zaprowadził mnie do stolika.
-Chcesz wino, albo coś do picia?
-Tylko Colę.
-Pójdę po nią, a ty nie ruszaj się stąd.

Obserwowałam całe wnętrze. Ludzie pasowali tutaj nawet fryzurami i strojami. Poczułam, że wcale tutaj nie pasuję, ale oni zdawali się tego nie zauważać, zewsząd otaczały mnie tańczące pary obdarzające mnie uśmiechami a co niektórzy zapraszali na parkiet. Muszę tutaj kiedyś wrócić.

Zobaczyłam Harrego niosącego napoje. Postawił je obok mnie ale nie pozwolił mi nawet dotknąć szklanki.
-To później. Chodź na parkiet Van!
Pociągnął mnie z uśmiechem za rękę. Tańczyliśmy chyba pół nocy. To było tak cudowne! Ten klimat, stara nastrojowa muzyka i pozytywni ludzie. Śmiałam się cały ten czas aż rozbolały mnie policzki.Zapomniałam, o tym,że jutro muszę wrócić do domu,zająć się sprzątaniem po imprezie brata, liczyło się tylko tu i teraz i muzyka w moich uszach dająca nieprawdopodobną rozkosz.Moje buty, które Harry  zdjął leżały teraz pod stolikiem. Obiecałam sobie,że po powrocie do domu je wyrzucę. Kiedy chłopak zauważył, że opadam już z sił pociągnął mnie przez tłum do stolika. 

Nagle poczułam się strasznie spragniona. Chwyciłam za kufel coli stojącej przede mną i jednym machem wypiłam pół zawartości. Harry wpatrywał się we mnie jakby zaraz coś miało się stać. Roześmiałam się.
-Co?
-Wyglądasz, pięknie kiedy jesteś tak szczęśliwa.
Na pewno się zarumieniłam, ale pokiwałam tylko głową. Nagle poczułam, że jestem totalnie zmęczona. Moja głowa niebezpiecznie zrobiła się niesamowicie ciężka, a powieki ciągnęły w dół niczym ciężarki. Wyraz twarzy Harrego zmienił się. Podszedł do mnie i usiadł. Straciłam panowanie nad swoimi kończynami. Czułam ze zasypiam. Co do cholery!?
-Harry… muszę się… napić.
Opadłam w ramiona chłopaka, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
-Już prawie Vanesso.


O czym on gadał? Nie miałam siły by myśleć, czułam rękę Harrego z tyłu moich kolan a drugą w talii, uniósł mnie do góry i ruszył w stronę wyjścia. Nie miałam siły się wyrwać, poddałam się jego działaniom, ale chyba o to właśnie chodziło. Następne co pamiętam, to uderzenie świeżego powietrza i ciemność.


Autor: Mamy rozdział pierwszy! Wiem,że akcja poleciała bardzo szybko, ale teraz wszystko się spowolni. A zapowiadało się tak pięknie, prawda? Niegrzeczny Harry to najlepszy Harry. Ale czy na pewno to on ma złe intencje, hmm? 
Długo zastanawiałam się nad założeniem, ale mam plan :)

Prolog

     Widzę ciemność.
Mam jakiś ciemny materiał na twarzy tak abym nie mogła nic zobaczyć.
Nie mogę się ruszyć.
Czuję,że jestem nafaszerowana jakimiś trunkami.
Do nozdrzy dociera zapach wody kolońskiej i perfum.
Pojazd zatrzymuje się,
i słyszę dźwięk otwieranych drzwi.
Ktoś chwyta mnie w talii i wyciąga na zewnątrz, nadal nie mogę się ruszyć.
-Spokojnie, kochanie jesteśmy na miejscu.
Cudowny głos każe mi się uspokoić a ja posłusznie to robię, myślę,że dlatego,że jestem pod wpływem narkotyków.
Obraz się rozmazuje, mimo iż nie mam już opaski na oczach.
Tracę przytomność w czyiś ramionach.





Zarys fabuły

     Osiemnastoletnia Vanessa, wybiera się z 'przyjaciółkami' na imprezę. Jak się spodziewała, dziewczyny pozostawiają o wiele młodszą od siebie koleżankę i zostawiają ją samą przy barze. Zaniepokoiła się kiedy podszedł do niej nieznajomy mężczyzna. Wydawał się jej bardzo przyjazny i w odróżnieniu od innych rozumiał jej problemy i nie zarzucał jej niczego. Dlatego dziewczyna zgodziła się z nim wyjść na zewnątrz. Czy dobrze zrobiła, udając się z nim? Okazuje się,że dwudziestoletni Harry Styles postanawia ją porwać. Reszty dowiecie się czytając!

<3