Obserwowałam Harry'ego, przez duże okno tarasowe, które znajdowało się w kuchni. Na zewnątrz zrobiło się porządnie zimno, dlatego policzki chłopaka przyozdobione były w czerwone rumieńce, prawie tak jak jego usta. Nie miałam pojęcia dlaczego siedział sam na tarasie w taką pogodę, ale przyzwyczaiłam się, że czasem go nie rozumiem... Podejrzewałam, że był taki po rozmowie telefonicznej, którą odbył dziś rano. Po chwili wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił.
Postanowiłam wyjść. Ubrałam tylko ciepłą kurtkę i buty, otworzyłam delikatnie drzwi. Spiorunował mnie wzrokiem, ale posłałam mu nieme 'tylko chwilę' i odwrócił głowę w drugą stronę. Przyglądałam się jak jego miękkie usta obejmowały papierosa i wciągały dym z pasją jaką robili to nałogowi palacze. Nigdy przedtem nie widziałam go kiedy palił, ani nawet nie poczułam od niego zapachu tytoniu...
Kiedy zauważył, że wpatruję się w niego utworzył z dymu szereg kółek rozpływających się w powietrzu. Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nie wiem dlaczego wcześniej nie zauważyłam, jak idealny ten człowiek był. Jego niedoskonałości, całość, czyniła go ideałem. Silnie uwydatniona linia szczęki, ledwo widoczny zarost, ciemne pieprzyki rozprzestrzenione w niektórych miejscach tuż przy zjednoczeniu się szyi i szczęki i te niesamowicie hipnotyzujące oczy, które nigdy nie były takie same, to zależało od oświetlenia, lub uczuć, najbardziej lubiłam te najjaśniejsze, kiedy wypełniała ich zieleń. Teraz były ciemne...
-Jesteś jedyną osobą nie wyżywającą się na mnie za to, że czasem zapalę.
Przerwał moje rozmyślania, uśmiechnęłam się delikatnie, ale zaraz posmutniałam przypominając sobie jak kiedyś chciałam zwrócić na siebie uwagę w domu. Zapaliłam wtedy bliżej mi nieokreślony rodzaj papierosa, po którym mdlałam cały wieczór, ale ich to w ogóle nie obchodziło, nawet nie było ich w domu... To było dawno, teraz nie jestem taka. W wieku piętnastu lat, chcesz tylko zrobić coś na przekór, teraz wiem, że to było głupie.
-Ja chciałabym, żeby ktoś mówił mi, że to nie jest dla mnie dobre...
Zdziwiona twarz chłopaka, wpatrywała się we mnie, ale szybko zmieniłam temat, chcąc uniknąć, kłopotliwych zwierzeń, których nie lubiłam.
-Dlaczego zapaliłeś dzisiaj? Jesteś zły..
- Jestem zły.
Jego mięśnie się spięły, a głowa znów powędrowała przez siebie.
- Chyba nie na mnie, nie?
Zapytałam szturchając go lekko w ramię. Zaśmiał się krótko i ucałował czubek mojej głowy na co się skrzywiłam, nigdy się do tego nie przyzwyczaję..
-Jasne, że nie na ciebie, kochanie. Podejrzewam, że niedługo się dowiesz dlaczego. Teraz właź do środka, jest zimno.
-Ty nie idziesz? Spytałam odwracając się.
-Zaraz do ciebie dołączę.
Deszcz dudnił w dach od samego rana, nie wiem dlaczego, od zawsze uwielbiałam ten dźwięk, działał na mnie jakby kojąco. Zastanawiałam się jak długo już tu jestem. Wracałam myślami do moich przyjaciół, Eda, rodziców... i do tej felernej nocy. Zawsze kiedy o tym myślałam, mój gniew stawał się silniejszy, nie wiem dlaczego pozwoliłam Harry'emu w ogóle mieć ze mną kontakt. Może to jest częścią jego planu, zaprzyjaźnić się ze mną, potem wykorzystać... może idę mu idealnie na rękę? Postanowiłam być ostrożniejsza, zapomniałam, że muszę się przecież stąd wydostać, nie mogę spędzić tu życia, prawda?
Harry wyszedł, powiedział, że wróci za godzinę, jak zwykle nie powiedział dokąd. Do cholery przecież tu nie ma nikogo, gdzie może chodzić? Usłyszałam dźwięk otwieranego zamku w drzwiach, już wracał. Usłyszałam kroki. To co zobaczyłam po prostu zwaliło mnie z nóg, prawie dosłownie. To NIE BYŁ HARRY. W progu stał dość niski, szeroko uśmiechnięty szatyn, z niebieskimi oczami i włosami postawionymi do góry.
- Ty musisz być Vanessa.
-Umm... yy Ty? Jasna cholera co tu się dzieje?
Chłopak pogłębił uśmiech, i zbliżył się do mnie na co gwałtownie się odsunęłam. Przelotnie stwierdziłam, że nowo przybyły jest przystojny.
-Więc jestem Louis. Przyjaciel Harry'ego. Mam nadzieję, że nie zrobił ci nic, chociaż wnioskując z tego że prawdopodobnie masz ochotę, rozbić mi ten wazon na głowie- tu jego oczy spoczęły na szklanym flakonie obok mnie- nie dzieję się tu nic dobrego- dokończył swoją wypowiedź.
-Ale jak to przyjaciel, tu nikogo nie ma... przecież... czyli możesz mnie stąd zabrać, tak? Jego nie ma, niczego by się nie dowiedział, masz samochód? Błagam cię powiedz, że masz!
Byłam tak wstrząśnięta widokiem, kogoś innego niż Harry, że praktycznie słowa wylewały się z moich ust.
- Nie tak szybko, skarbie- przewróciłam oczami- nigdzie nie mogę cię zabrać. Muszę się tu zatrzymać na parę dni.
Zszokowana, nadal nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zła i zrezygnowana.
-Życie w jednym domu z dwoma obcymi mężczyznami. Mogłam trafić lepiej?
Widząc moje zmartwienie Louis podszedł do mnie na sofę i usiadł. Poklepał przyjacielsko moje ramię.
Popatrzyłam na niego i spuściłam wzrok.
Chłopak nie pozwolił aby było tak cicho. Cały czas mnie zagadywał i rozśmieszał, wypytywał o życie prywatne i o Harry'ego. Nie wiem dlaczego, ale polubiłam go. Był tak pozytywnym człowiekiem, że nie dało się tak po prostu być zdołowanym kiedy miało się go przy sobie. Okazało się, że ten dom jest tak na prawdę jego, ale Harry odkupił go w niewiadomym mi celu. Obecnie siedziałam na blacie, czekając na herbatę, którą szatyn właśnie przygotowywał, opowiadając żarty, które wcale nie miały sensu, co właśnie czyniło je śmiesznymi, szczególnie jeśli opowiadał je ktoś taki jak Louis.
Nagle zamarłam i automatycznie przestałam się śmiać, Louis szybko się ode mnie odsunął, ale uśmiechnął się na co nieco się uspokoiłam.
-Idź do swojego pokoju.
Rozkazał mi Harry.
-Zostań tu.
Zwrócił się do mnie Louis.
Wzrok Harry'ego świdrował Louisa, nie wiem co między nimi zaszło, ale to nie było nic dobrego.
-Vanessa słyszałaś co powiedziałem.
-Ona nie musi cie słuchać!
Krzyknął Louis na co wzdrygnęłam się.
-Nie muszę słuchać ani jednego ani drugiego! Więc skończcie!
Uniosłam się, teraz 2 pary oczu skupione były na mnie. Miałam dość tego ciągłego 'idź tam, musisz to'. Nie jestem czyjąś własnością. Harry był na mnie zły, nie obchodziło mnie to, Louis natomiast cwaniacko się uśmiechał. To była cisza przed burzą.. Poszłam usiąść na kanapie, zdziwiłam się, kiedy nie usłyszałam nic za sobą. Oboje wyszli. Jezu, w co ja się wpakowałam..
Po chwili do salonu wszedł zadowolony Louis.
-Gdzie Harry?
Spytałam spokojnie.
-Zaraz tu będzie.
-Jest na mnie zły...
-Nie... no może trochę...
-Idę do niego, chyba ciebie nie muszę pytać o zgodę, nie? Czy ciebie też muszę słuchać?
Louis zaśmiał się na moje słowa. Klepnął mnie w tyłek, na co uderzyłam go w głowę, rozwalając perfekcyjnie ułożone włosy.
-Bez takich!
-Nie martw się, skarbie. Lubię doprowadzać Harry'ego do szału, to na niego działa.
Nie za bardzo zrozumiałam słowa chłopaka, ale wyszłam na zewnątrz. Drzwi były otwarte, więc szybko wyszłam, zamykając je za sobą. Stał odwrócony tyłem. Oświetlała nas tylko słaba żarówka przy drzwiach domu, na zewnątrz panował już mrok.
-Wracaj do środka.
-Jesteś na mnie zły. Słuchaj, nie wiem za co.. ale, nic nie zrobiłam...
Spytałam miękko unikając jego tęczówek.
-Nie jestem zły na ciebie.
-Więc na kogo??
Harry usiadł na dużej ławce, schowanej pod dachem. Stałam na wprost niego.
-Na siebie.
-Harry wytłumacz mi to.
Ręka chłopaka gwałtownie owinęła się wokół moich nóg, dzięki czemu usadził mnie sobie na kolanach, zrobił to celowo, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Jego ręce na moim brzuchu rozpraszały moje myśli i przyspieszały tętno.
-Jestem zły na ciebie w pewnym sensie. Co przyczynia się do tego, że... że jestem zły na siebie. Wiesz, kiedy wszedłem do domu i zobaczyłem jak Louis sprawia, że uśmiechasz się tak promiennie... do tego byliście tak blisko... jestem zły bo go polubiłaś... Mnie nigdy nie udało się tego dokonać.
Wstałam i usiadłam obok niego na ławce. Nie wiem, co mną kierowało, ale założyłam mu ręce na szyję i oparłam głowę o jego ramię. Włożyłam w ten uścisk, najwięcej uczucia ile potrafiłam.
- Udało ci się, to już dawno, stwierdzam to rujnując resztki mojej godności, Harry.
Wstałam i ruszyłam do domu.
Stole my heart- Harry Styles fanfiction
sobota, 8 marca 2014
środa, 12 lutego 2014
CHAPTER SIX
Moje zmęczone oczy powoli nie rejestrowały czytanych liter rozmazując się w głowie tworząc jedną szarą plamę. Odłożyłam książkę na miejsce i udałam się do małego parapetu, gdzie ostatnio spędzałam bardzo dużo czasu nad rozmyślaniem. Analizowałam wczorajsze wyjście na konie z Harrym. To w jaki sposób do mówił mówił, jak szybko znajdował się blisko mnie z troską lub.. pożądaniem w oczach rozpraszało mnie w każdy możliwy sposób. Jednak zauważyłam w jego zachowaniu coś jeszcze. Jakiś dystans widniał, kiedy był blisko mnie jakby bał się, że się rozpłaczę lub może nie chce się jakoś angażować? Myślę, że pod tą osłoną pewnego siebie Harry'ego jest ktoś inny. Jestem skłonna poznać tego prawdziwego.
Nieco uspokoiłam moje rozbiegane myśli, które gnębiły mnie jeszcze wczoraj rano. Zastanawiałam się nad słowami chłopaka. 'Dosłownie wszystko' jedno zdanie a mój brzuch zaciskał się w nieznanym uczuciu i strachu. Bałam się że będę musiała... musiała robić coś wbrew sobie. Teraz czuję się bezpiecznie, kiedy Harry oznajmił mi, że nie zamierza krzywdzić mnie na tle seksualnym. Chociaż dostrzegłam w jego oczach tę zadziorną nutkę w stylu 'Póki sama nie poprosisz'... Czułam się zażenowana swoimi reakcjami na jego zachowanie. Byłam strasznie nie doświadczona jak na moje osiemnaście lat. To oczywiste, że byłam dziewicą... doprawdy nie wiem kiedy stałam się taka refleksyjna. Odkąd tu jestem ciągle nad czymś rozmyślam. Nie wiem dlaczego akurat analizuję moje doświadczenie seksualne, które dorównuje zeru no ale nie ważne.
Chłopak jak zwykle powitał mnie z talerzem pełnym jedzenia. Nauczyłam się, że nie powinnam trudzić się w odmowie, bo gdyby mógł nakarmiłby mnie osobiście, więc zajęłam się konsumowaniem mojego posiłku. Jak zwykle Harry przeszywał mnie wzrokiem, co ignorowałam usiłując jeść spokojnie.
- Co się tak gapisz?- Pytam kiedy nie mogę już nic przełknąć pod jego natarczywym spojrzeniem. Koniuszki jego ust uniosły się w uśmiechu, do którego się przyzwyczaiłam a co najważniejsze- polubiłam.
-Bo mogę.- powiedział tylko wstając, ucałował moją głowę i skierował się w stronę salonu.
-Kiedy skończysz, dołącz do mnie w salonie.
Na myśl o spędzaniu z nim czasu w jednym pomieszczeniu przechodzą mnie ciarki, nie ze strachy jak to było do tej pory, lecz z nerwów...
Odstawiłam mój talerz do zmywarki i poczłapałam zrezygnowana w stronę fotela na przeciwko Harry'ego. Siedział z kamienną miną, na co uniosłam brwi.
-Chodź tu.
Do jasnej cholery co on chce zrobić. Przecież obiecał, zresztą siedział na fotelu, gdzie mieści się jedna osoba, więc... ughh, jego spojrzenie parzyło więc podniosłam tyłek i podeszłam do niego.
Stałam przed nim tak, że dotykał mnie kolanami. Patrzyłam na niego i próbowałam wyłapać jego zamiary. Złapał moją dłoń, poczułam chłodne muśnięcie, jak zawsze kiedy stykaliśmy się, jego skóra była tak przyjemnie chłodna. W końcu zobaczyłam wyczekiwany uśmiech na jego twarzy.
-Van, powiedziałem ci coś wczoraj, tak? Chcę żebyś usiadła na moich kolanach.
Ulżyło mi kiedy to powiedział odwróciłam się tyłem i już miałam siadać kiedy gwałtownie mnie obrócił. Byłam skołowana.
-Przodem Vanesso, chcę cię wiedzieć.
Uśmiech cały czas widniał na jego twarzy, nie wiem dlaczego nie widziałam tego uśmiechu w oczach, były takie.. smutne, zmartwione. Wdrapałam się na jego kolana i już po chwili siedziałam na nich okrakiem, przez co czułam się nie co niezręcznie. Poczułam dłoń na moich plecach przyciągającą mnie bliżej. Wpatrywałam się z zaciekawieniem w jego twarz. Był tak cholernie trudny do rozgryzienia, chciałam poznać jego myśli. Jego oczy są tak głębokie, szmaragdowa zieleń sprawia, że można w nich zatonąć, a kiedy widzi się w nich smutek właśnie tak jak teraz, przysięgam, że każdy chciałby teraz sprawić aby te iskry zmartwienia je opuściły. Choć jego usta wykrzywione były w uśmiechu, jego oczy pozostawały puste.
Jego duże dłonie zataczały małe kółka na moich plecach, co trochę wsuwając się pod moją koszulkę co mocno mnie rozpraszało. Trzymałam dłonie na jego klatce piersiowej, aby utrudnić mu dostęp cąłkowitego przylgnięcia do mojego ciała.
- Czy jest aż tak źle?- spytał mnie muskając nosem moją szyję.
-Może ty mi powiesz?- chciałam, żeby wiedział, że widzę kiedy coś jest nie tak. Nie lubię kiedy ktoś coś przede mną ukrywa.
Spuścił głowę i zaśmiał się smutno na co krajało mi się serce. Czy to jest chore, że chcę zrobić coś dobrego dla osoby, która mnie porwała? Tak to jest chore, ale ja nie jestem normalna.
-Chciałbym, żebyś zrobiła to dobrowolnie, Van. Wiem, że teraz robisz to z przymusu czekając aż skończę cię gnębić.
Nie wiem dlaczego mówił to cały czas lekko się uśmiechając, choć przypuszczam, że tak właśnie maskuje swoje prawdziwe uczucia. Po tym co mi powiedział, zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam uwierzyć, że temu człowiekowi na prawdę zależy abym coś do niego poczuła... Zapragnęłam go pocieszyć, jak najszybciej.
Moje dłonie owinęły się wokół jego szyi, a moje palce delikatnie pociągały jego loczki. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Cholera to było na serio, tak przyjemne. Mimowolnie moje usta powędrowały w zagłębienie jego szyi i ucałowały jego skórę tuż za uchem, na co jego powieki zamknęły się ospale, widocznie trafiłam w czuły punkt, z czego byłam niesamowicie dumna.
-Czy myślisz, że to też zrobiłam pod przymusem?- Spytałam wciąż wtulona w jego ciepły szary sweterek, który tak bardzo pachniał nim. Szybko się od niego uzależniłam. Miał w sobie coś z magnesu... Uniosłam twarz aby zaobserwować jego reakcję. Był zdekoncentrowany, ale w jego oczach nie zostało już nic z dawnego smutku. To właśnie chciałam zobaczyć.
Musiałam się opanować, poruszyłam się dając do zrozumienia, że chcę usiąść obok. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie zaprzeczył, nie wymądrzał się dając mi do zrozumienia, że muszę robić wszystko co karze. Uśmiechnęłam się lekko. Harry'emu wyraźnie poprawił się humor, podniósł pilot i włączył telewizję. Oczywiście podał mi go abym mogła wybrać to co będziemy oglądać. Do prawdy nie rozumiem czasami jego intencji. Nagle chłopak wstał.
-Zrobię ci ciepłej herbaty.- powiedział całując mnie w czubek głowy jak to miał w zwyczaju. Tym razem nie zostałam jak zwykle, poszłam za nim do kuchni.
-Dlaczego to robisz?- spytałam rzeczywiście ciekawa.
-Robię co?- jego dołeczki rozświetliły twarz.
-Zmywasz po mnie, robisz mi śniadania, spędzasz ze mną czas i... i troszczysz się.
Nigdy nikt się o mnie nie troszczył dlatego te słowa nie przechodzą mi przez gardło. Dlatego tak cudownie się czuję, kiedy ktoś na przykład otworzy przede mną drzwi, lub zapyta co słychać. W domu nigdy tego nie doświadczyłam. A Harry troszczy się o mnie na każdym kroku.
-Bo chcę, kochanie.- odpowiedział tylko i zabrał się za przygotowanie mojej herbaty.
-Nudzi mi się.
Śmiech wypełnił całą kuchnię. Wiem, że zachowywałam się jak dziecko, ale każdy robiłby tak na moim miejscu będąc od kogoś uzależnionym. Bo tak na prawdę nic nie mogę zrobić bez Harry'ego...
- Jest mnóstwo rzeczy, które moglibyśmy robić Vanessa.
Przewróciłam na to oczami.
-Daj spokój.
-Wypij herbatę, skarbie i idź na górę.
-Ale.. ale mó- Harry przerwał mi szybko, podchodząc do mnie. Przestałam się sprzeczać widząc jego minę, nie był zły, udawał i ukrywał rozbawienie, ale i tak wiedziałam, że przegrałam tę bitwę.
Kończyłam czytać książkę, którą zaczęłam czytać rankiem, kiedy usłyszałam muzykę dochodzącą z dołu. Za oknem robiło się ciemno do tego lało. Zeszłam po schodach, w cały domu dudniało The Beatles. Nie wierzę, że tak po prostu trafił w mój gust, lub co gorsza, jego gust jest taki sam.
-Co się dzieje?- pytam zdezorientowana.
Harry z uśmiechem siedział na blacie kuchennym jedząc jabłko. Podeszłam do niego i uniosłam brwi z uśmiechem.
-Zatańcz ze mną.- Zeskoczył na ziemię i wziął moją dłoń.
-Ja nie umiem Harry!
Wirowaliśmy w rytm muzyki. Ręce chłopaka mocno trzymały mnie w talii. Jego loczki delikatnie łaskotały mój policzek.
-Miałaś rację, jesteś beznadziejna.- wyszeptał prosto w moje uchu, na co zachichotałam i udając obrażona odwróciłam się w drugą stronę na kanapę. Ręka Harry'ego szybko odnalazła moją i mocno przyciągnęła mnie do niego.
-Nigdzie nie idziesz, skarbie.
Niemożliwe jak bardzo śmiałam się, kiedy Harry śpiewał tak głośno, że gdybyśmy mieli sąsiadów, na pewno zadzwoniliby po policję z podejrzeniem o przemoc za ścianą.
Dłonie Harry'ego zjechały na moje biodra, a swoją głowę oparł o moje ramię, całując moją szyję. Czułam, że posuwamy się za daleko. Tydzień to nie jest czas, po którym można do czegoś dojść, nawet pocałunki.
-Harry...
Lekko próbowałam go odsunąć, zrozumiał moją intencję, przeniósł swoje dłonie na moje plecy.
-Nie myśl teraz o niczym, po prostu czuj muzykę, Vanessa.
Zrobiłam tak jak kazał, zamknęłam oczy i odpłynęłam. Jeśli ktoś spytałby mnie co chciałabym robić przez resztę życia., nie wahałabym się. Taniec w ramionach w których czułam się bezpieczna i ważna, przy muzyce wcześniejszego pokolenia, lekkie światło padające na nas... idealnie.
Zmęczona po wieczorze, leżałam wykąpana w łóżku. Była północ, przez cały ten czas tańczyliśmy i wygłupialiśmy się. To było niesamowite uczucie w końcu wyluzować i nie czuć się przy Hazzie jak przy kimś obcym. Usmiechałam się na wspomnienia z przed kilkunastu minut.
Harry wszedł do pokoju, kierował się w stronę swojego materaca, w rogu pokoju, przyzwyczaiłam się do jego obecności w nocy. Mój oddech powoli się uspokajał, kiedy ochrypły głos zrujnował mój spokój.
-Van?
- Hmm? - Wydusiłam tylko.
-Przyjdziesz tutaj? Nie musisz, możesz zostać, ja tylko, jaa - nie żądał, lecz prosił i to dlatego zeszłam z łóżka słysząc jego urocze jąkanie. Co się ze mną cholera jasna dzieje. Jeszcze sześć dni temu miałam ochotę, rozbić talerz na jego głowie.
Dostrzegłam w ciemności jego promienny uśmiech. Odsunął kołdrę, wsunęłam się w miejsce obok niego. Już wiedziałam dlaczego chciał abym przyszła do niego. Jego materac był jednoosobowy.
-Jesteś podstępny.
-Wiem, skarbie a teraz się przytul.- Uśmiechnęłam się i odwróciłam się w przeciwną stronę Garry'ego na co oczywiście błyskawicznie zostałam odwrócona.
-Nienawidzę cię, wiesz o tym?- Uśmiech nie spełzał z jego twarzy. Przysunął się do mnie tak że leżał bokiem, kiedy ja na plecach. Czułam jego ciepły oddech i włosy na moim policzku.
-Cudownie było cię widzieć dziś, taką uśmiechniętą, Van.- wyszeptał gładząc mój policzek.
-Cudownie było się uśmiechać, Harry. Znowu nie powinnam, ale dziękuję.
-Nie ma za co, kochanie. Śpij.
-Dobranoc złamasie.- zaśmiałam się na co on też parsknął śmiechem.
-Kiedy całowałaś mnie w szyję dzisiaj rano, nie byłem złamasem.- przekomarzał się ze mną I przysięgam, że miał teraz uniesione cwaniacko brwi.
-Przysięgam, że to był ostatni raz, kiedy miałeś taki zaszczyt, Harry.- oświadczyłam mu i zamknęłam oczy. Nagle moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Ciepłe, miękkie wargi dotknęły moich dając mi najprzyjemniejszy moment życia. Otworzyłam zdezorientowana oczy.
-To był dopiero początek Vanessa.
Pewność jego głosu postawiła mi wyzwanie. Nie będą tak łatwa jak mu się wydaje.
- Co się tak gapisz?- Pytam kiedy nie mogę już nic przełknąć pod jego natarczywym spojrzeniem. Koniuszki jego ust uniosły się w uśmiechu, do którego się przyzwyczaiłam a co najważniejsze- polubiłam.
-Bo mogę.- powiedział tylko wstając, ucałował moją głowę i skierował się w stronę salonu.
-Kiedy skończysz, dołącz do mnie w salonie.
Na myśl o spędzaniu z nim czasu w jednym pomieszczeniu przechodzą mnie ciarki, nie ze strachy jak to było do tej pory, lecz z nerwów...
Odstawiłam mój talerz do zmywarki i poczłapałam zrezygnowana w stronę fotela na przeciwko Harry'ego. Siedział z kamienną miną, na co uniosłam brwi.
-Chodź tu.
Do jasnej cholery co on chce zrobić. Przecież obiecał, zresztą siedział na fotelu, gdzie mieści się jedna osoba, więc... ughh, jego spojrzenie parzyło więc podniosłam tyłek i podeszłam do niego.
Stałam przed nim tak, że dotykał mnie kolanami. Patrzyłam na niego i próbowałam wyłapać jego zamiary. Złapał moją dłoń, poczułam chłodne muśnięcie, jak zawsze kiedy stykaliśmy się, jego skóra była tak przyjemnie chłodna. W końcu zobaczyłam wyczekiwany uśmiech na jego twarzy.
-Van, powiedziałem ci coś wczoraj, tak? Chcę żebyś usiadła na moich kolanach.
Ulżyło mi kiedy to powiedział odwróciłam się tyłem i już miałam siadać kiedy gwałtownie mnie obrócił. Byłam skołowana.
-Przodem Vanesso, chcę cię wiedzieć.
Uśmiech cały czas widniał na jego twarzy, nie wiem dlaczego nie widziałam tego uśmiechu w oczach, były takie.. smutne, zmartwione. Wdrapałam się na jego kolana i już po chwili siedziałam na nich okrakiem, przez co czułam się nie co niezręcznie. Poczułam dłoń na moich plecach przyciągającą mnie bliżej. Wpatrywałam się z zaciekawieniem w jego twarz. Był tak cholernie trudny do rozgryzienia, chciałam poznać jego myśli. Jego oczy są tak głębokie, szmaragdowa zieleń sprawia, że można w nich zatonąć, a kiedy widzi się w nich smutek właśnie tak jak teraz, przysięgam, że każdy chciałby teraz sprawić aby te iskry zmartwienia je opuściły. Choć jego usta wykrzywione były w uśmiechu, jego oczy pozostawały puste.
Jego duże dłonie zataczały małe kółka na moich plecach, co trochę wsuwając się pod moją koszulkę co mocno mnie rozpraszało. Trzymałam dłonie na jego klatce piersiowej, aby utrudnić mu dostęp cąłkowitego przylgnięcia do mojego ciała.
- Czy jest aż tak źle?- spytał mnie muskając nosem moją szyję.
-Może ty mi powiesz?- chciałam, żeby wiedział, że widzę kiedy coś jest nie tak. Nie lubię kiedy ktoś coś przede mną ukrywa.
Spuścił głowę i zaśmiał się smutno na co krajało mi się serce. Czy to jest chore, że chcę zrobić coś dobrego dla osoby, która mnie porwała? Tak to jest chore, ale ja nie jestem normalna.
-Chciałbym, żebyś zrobiła to dobrowolnie, Van. Wiem, że teraz robisz to z przymusu czekając aż skończę cię gnębić.
Nie wiem dlaczego mówił to cały czas lekko się uśmiechając, choć przypuszczam, że tak właśnie maskuje swoje prawdziwe uczucia. Po tym co mi powiedział, zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam uwierzyć, że temu człowiekowi na prawdę zależy abym coś do niego poczuła... Zapragnęłam go pocieszyć, jak najszybciej.
Moje dłonie owinęły się wokół jego szyi, a moje palce delikatnie pociągały jego loczki. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. Cholera to było na serio, tak przyjemne. Mimowolnie moje usta powędrowały w zagłębienie jego szyi i ucałowały jego skórę tuż za uchem, na co jego powieki zamknęły się ospale, widocznie trafiłam w czuły punkt, z czego byłam niesamowicie dumna.
-Czy myślisz, że to też zrobiłam pod przymusem?- Spytałam wciąż wtulona w jego ciepły szary sweterek, który tak bardzo pachniał nim. Szybko się od niego uzależniłam. Miał w sobie coś z magnesu... Uniosłam twarz aby zaobserwować jego reakcję. Był zdekoncentrowany, ale w jego oczach nie zostało już nic z dawnego smutku. To właśnie chciałam zobaczyć.
Musiałam się opanować, poruszyłam się dając do zrozumienia, że chcę usiąść obok. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie zaprzeczył, nie wymądrzał się dając mi do zrozumienia, że muszę robić wszystko co karze. Uśmiechnęłam się lekko. Harry'emu wyraźnie poprawił się humor, podniósł pilot i włączył telewizję. Oczywiście podał mi go abym mogła wybrać to co będziemy oglądać. Do prawdy nie rozumiem czasami jego intencji. Nagle chłopak wstał.
-Zrobię ci ciepłej herbaty.- powiedział całując mnie w czubek głowy jak to miał w zwyczaju. Tym razem nie zostałam jak zwykle, poszłam za nim do kuchni.
-Dlaczego to robisz?- spytałam rzeczywiście ciekawa.
-Robię co?- jego dołeczki rozświetliły twarz.
-Zmywasz po mnie, robisz mi śniadania, spędzasz ze mną czas i... i troszczysz się.
Nigdy nikt się o mnie nie troszczył dlatego te słowa nie przechodzą mi przez gardło. Dlatego tak cudownie się czuję, kiedy ktoś na przykład otworzy przede mną drzwi, lub zapyta co słychać. W domu nigdy tego nie doświadczyłam. A Harry troszczy się o mnie na każdym kroku.
-Bo chcę, kochanie.- odpowiedział tylko i zabrał się za przygotowanie mojej herbaty.
-Nudzi mi się.
Śmiech wypełnił całą kuchnię. Wiem, że zachowywałam się jak dziecko, ale każdy robiłby tak na moim miejscu będąc od kogoś uzależnionym. Bo tak na prawdę nic nie mogę zrobić bez Harry'ego...
- Jest mnóstwo rzeczy, które moglibyśmy robić Vanessa.
Przewróciłam na to oczami.
-Daj spokój.
-Wypij herbatę, skarbie i idź na górę.
-Ale.. ale mó- Harry przerwał mi szybko, podchodząc do mnie. Przestałam się sprzeczać widząc jego minę, nie był zły, udawał i ukrywał rozbawienie, ale i tak wiedziałam, że przegrałam tę bitwę.
Kończyłam czytać książkę, którą zaczęłam czytać rankiem, kiedy usłyszałam muzykę dochodzącą z dołu. Za oknem robiło się ciemno do tego lało. Zeszłam po schodach, w cały domu dudniało The Beatles. Nie wierzę, że tak po prostu trafił w mój gust, lub co gorsza, jego gust jest taki sam.
-Co się dzieje?- pytam zdezorientowana.
Harry z uśmiechem siedział na blacie kuchennym jedząc jabłko. Podeszłam do niego i uniosłam brwi z uśmiechem.
-Zatańcz ze mną.- Zeskoczył na ziemię i wziął moją dłoń.
-Ja nie umiem Harry!
Wirowaliśmy w rytm muzyki. Ręce chłopaka mocno trzymały mnie w talii. Jego loczki delikatnie łaskotały mój policzek.
-Miałaś rację, jesteś beznadziejna.- wyszeptał prosto w moje uchu, na co zachichotałam i udając obrażona odwróciłam się w drugą stronę na kanapę. Ręka Harry'ego szybko odnalazła moją i mocno przyciągnęła mnie do niego.
-Nigdzie nie idziesz, skarbie.
Niemożliwe jak bardzo śmiałam się, kiedy Harry śpiewał tak głośno, że gdybyśmy mieli sąsiadów, na pewno zadzwoniliby po policję z podejrzeniem o przemoc za ścianą.
Dłonie Harry'ego zjechały na moje biodra, a swoją głowę oparł o moje ramię, całując moją szyję. Czułam, że posuwamy się za daleko. Tydzień to nie jest czas, po którym można do czegoś dojść, nawet pocałunki.
-Harry...
Lekko próbowałam go odsunąć, zrozumiał moją intencję, przeniósł swoje dłonie na moje plecy.
-Nie myśl teraz o niczym, po prostu czuj muzykę, Vanessa.
Zrobiłam tak jak kazał, zamknęłam oczy i odpłynęłam. Jeśli ktoś spytałby mnie co chciałabym robić przez resztę życia., nie wahałabym się. Taniec w ramionach w których czułam się bezpieczna i ważna, przy muzyce wcześniejszego pokolenia, lekkie światło padające na nas... idealnie.
Zmęczona po wieczorze, leżałam wykąpana w łóżku. Była północ, przez cały ten czas tańczyliśmy i wygłupialiśmy się. To było niesamowite uczucie w końcu wyluzować i nie czuć się przy Hazzie jak przy kimś obcym. Usmiechałam się na wspomnienia z przed kilkunastu minut.
Harry wszedł do pokoju, kierował się w stronę swojego materaca, w rogu pokoju, przyzwyczaiłam się do jego obecności w nocy. Mój oddech powoli się uspokajał, kiedy ochrypły głos zrujnował mój spokój.
-Van?
- Hmm? - Wydusiłam tylko.
-Przyjdziesz tutaj? Nie musisz, możesz zostać, ja tylko, jaa - nie żądał, lecz prosił i to dlatego zeszłam z łóżka słysząc jego urocze jąkanie. Co się ze mną cholera jasna dzieje. Jeszcze sześć dni temu miałam ochotę, rozbić talerz na jego głowie.
Dostrzegłam w ciemności jego promienny uśmiech. Odsunął kołdrę, wsunęłam się w miejsce obok niego. Już wiedziałam dlaczego chciał abym przyszła do niego. Jego materac był jednoosobowy.
-Jesteś podstępny.
-Wiem, skarbie a teraz się przytul.- Uśmiechnęłam się i odwróciłam się w przeciwną stronę Garry'ego na co oczywiście błyskawicznie zostałam odwrócona.
-Nienawidzę cię, wiesz o tym?- Uśmiech nie spełzał z jego twarzy. Przysunął się do mnie tak że leżał bokiem, kiedy ja na plecach. Czułam jego ciepły oddech i włosy na moim policzku.
-Cudownie było cię widzieć dziś, taką uśmiechniętą, Van.- wyszeptał gładząc mój policzek.
-Cudownie było się uśmiechać, Harry. Znowu nie powinnam, ale dziękuję.
-Nie ma za co, kochanie. Śpij.
-Dobranoc złamasie.- zaśmiałam się na co on też parsknął śmiechem.
-Kiedy całowałaś mnie w szyję dzisiaj rano, nie byłem złamasem.- przekomarzał się ze mną I przysięgam, że miał teraz uniesione cwaniacko brwi.
-Przysięgam, że to był ostatni raz, kiedy miałeś taki zaszczyt, Harry.- oświadczyłam mu i zamknęłam oczy. Nagle moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Ciepłe, miękkie wargi dotknęły moich dając mi najprzyjemniejszy moment życia. Otworzyłam zdezorientowana oczy.
-To był dopiero początek Vanessa.
Pewność jego głosu postawiła mi wyzwanie. Nie będą tak łatwa jak mu się wydaje.
wtorek, 4 lutego 2014
CHAPTER FIVE
-Vanessa! Zejdź na śniadanie!
Spało mi się dzisiaj wyśmienicie, może dlatego, że byłam zmęczona po całym dniu na plaży... Byłam pewna, że dzisiaj obudzę się z czerwonymi szramami od kajdanek i w zimnej piwnicy. Nie wiem, czy to nie byłoby lepsze od tego, do czego jestem zaobowiązana teraz... Mam nadzieję, że Harry mówiąc wszystko, nie miał na myśli dosłownie wszystkiego. Kogo ja oszukuję.
Zwlokłam się z wygodnego łóżka, rozczesałam moje włosy, które były w totalnym nieładzie, odkąd się tutaj znalazłam. Mają straszliwą tendencję do kręcenia się a w tym domu nie było żadnej prostownicy, ani choćby lokówki. Więc, moja głowa przypomina jedno wielkie ptasie gniazdo.
-Idę! Drzesz się!
Mężczyzna przywitał się ze mną, dając mi całusa w policzek na co nie mogłam zaprotestować od naszej wczorajszej 'umowy' czochrając przy tym i tak już rozczochrane włosy. Wzięłam od niego talerz i usiadłam przy stole. Harry usiadł naprzeciwko mnie i przeszywał mnie wzrokiem, aż do momentu w którym poczułam się niezręcznie.
-Co?
Zapytałam zirytowana. Nienawidzę kiedy ktoś patrzy, jak jem. Harry zachichotał pod nosem i nadal wpatrywał się we mnie jakby z... rozmarzeniem? Pewnie nabijał się z mojego porannego wyglądu.
-Wiem, że nie mam na sobie makijażu, moje włosy wyglądają jak po spotkaniu z gniazdkiem elektrycznym, ale nie musisz się gapić i mnie onieśmielać.
Twarz Harry'ego zmieniła się natychmiastowo jakbym mówiła jakieś przekleństwa. Zdziwiłam się i uniosłam na niego pytające spojrzenie.
-Twoje włosy wyglądają idealnie, a makijaż zasłoniłby to co w tobie najpiękniejsze.
Tymi słowami odszedł od stołu zostawiając mnie oniemiałą. Ten mężczyzna ostatnio mnie niesamowicie zaskakiwał.
Zjadłam moje śniadanie ze smakiem, gdyż było pyszne, do czego nigdy nie mogłam się przyznać przed samą samą, ale Harry był doskonałym kucharzem...
Stanęłam przed szafą, którą wyposażył mi Styles. Wybrałam jakieś rurki i ciepły sweter, choć i tak spędzę cały dzień w domu... po moim wybryku, Harry nie puści mnie samej do następnego pokoju. Na samą myśl, łzy zbierały mi się w oczach. Ile to już dni? Ponad tydzień, tak myślę.
Wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki w pokoju mężczyzny, do którego mogłam dziwnym trafem wchodzić kiedy tylko mi się podoba. Musiałam przyznać, że ma dobry gust co do książek. Czy jest coś, w czym ten człowiek nie jest dobry? Tak, w podrywaniu dziewczyn. Kto normalny porywa dziewczynę na drugi koniec kraju?
Ostatnio zaobserwowałam, że nie mogę się zgodzić, że jest zły w przyciąganiu uwagi przez płeć przeciwną. Sposób w jaki działał na mnie kiedy specjalnie znajdował się zbyt blisko, przyprawiał mnie o dreszcze i przyspieszone bicie serca. Jego malinowe usta aż prosiły aby się w nie wpić. Urocze dołeczki pojawiające się za każdym razem, gdy się uśmiechał, które miałam ochotę całować bez końca. Uggggh! Czy ja naprawdę o tym pomyślałam?! Że pociąga mnie osoba, która mnie przetrzymuje? Jestem dziwna. Zdecydowanie odbiegam od normy.
Czytałam tę książkę już bardzo długo sądząc po tym gdzie znajdowało się słońce. Nie miałam nic innego do roboty, więc postanowiłam czytać dalej, aż zasnę w tym fotelu, obudzę się rano i znów będę czytać i tak w kółko.. w końcu co mogę robić?
Literki rozmazywały mi się przed oczami, jednak nadal uporczywie usiłowałam czytać, kiedy poczułam loki Harry'ego łaskoczące mój policzek. Znów znalazł się tak blisko, czułam jego ciepły oddech na moim uchu.
Jego dłoń zamknęła książkę, w moich rękach. Stanął na przeciwko mnie.
-Idziesz ze mną?
Perspektywa pójścia gdzieś, od razu mnie ożywiła.
-Gdzie?
-Pójdziemy na zewnątrz. Ubierz się ciepło. Ja czekam przy drzwiach.
Ucałował mój policzek, na co oczywiście nie zaprotestowałam. Nie ukrywam, że usta chłopaka, na mojej skórze nie sprawiają mi przyjemności.. Powinnam się leczyć.
Zbiegłam na dół i ubrałam buty. Harry zarzucił mi kaptur na głowę, o czym zawsze zapominałam, a on nieustannie mi o tym przypominał. Doprawdy nie wiem dlaczego tak zależy mu na moim zdrowiu. Znamy się zaledwie tydzień, jeśli się nie mylę.
-Teraz powiesz, dokąd idziemy?
Spytałam, kiedy Harry złapał moją dłoń. Moje ciało jak zwykle w takich chwilach przeszła magnetyczna iskra.
-Teraz właśnie ci nie powiem.
Chłopak momentalnie się zatrzymał i przyciągnął mnie dłońmi w talii. Odwrócił mnie tyłem do siebie i zdjął kaptur z głowy. Poczułam na twarzy materiał. Dłonie Harry'ego delikatnie odgarnęły moje włosy, tak, że na szyi pojawiła mi się gęsia skórka. Nienawidziłam, jak działał na mnie tak prostymi gestami. Zawiązał moje oczy i teraz cały czas trzymał mnie w talii. Najpierw szliśmy prostą drogą, potem Harry co chwila podnosił mnie delikatnie, omijając coś, co przeszkadzało.
-Jesteś dziwny.
Zaśmiałam się kiedy jego dłonie powędrowały do mojej twarzy aby odwiązać wstążkę. Moim oczom ukazała się stadnina. Nie wierzyłam własnym oczom! Po polu biegały dwa piękne konie. Jeden był większy od drugiego. Byłam zachwycona! Zawsze chciałam się nauczyć jeździć, jednak rodzice tłumaczyli swój brak czasu dla mnie tym, że konie to niebezpieczne zwierzęta. Pragnęłam teraz rzucić się na chłopaka, intensywnie mnie obserwującego, co byłoby mocno niestosowne. Ale byłam mu tak wdzięczna za co! Myślałam, że nie pozwoli mi nawet wychylić się z pokoju. Czułam się skołowana, ale moja sympatia do Harry'ego rosła.
-Podoba ci się? Chcesz pojeździć?
Harry's poof
Bałem się, że po prostu powie, że chce wracać, do domu, czego oczywiście nie mogła zrobić po naszej wczorajszej umowie, ale i tak zabrałbym ją kiedy by o to prosiła. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale w ogóle nie jestem na nią zły za to wczorajsze. Teraz jedynie byłem ciekaw czy jej się podoba. Chciałem w jakis sposób wynagrodzić jej ciągłe siedzenie w domu i nic nie robienie.
Dziewczyna odwróciła się do mnie, jej oczy przepełnione były radością, na co odetchnąłem z ulgą.
-Jest idealnie! Dziękuję, serio, nie spodziewałam się. I Harry, wcale nie powinnam tego robić z racji tego co ty robisz mnie, ale... przepraszam za wczoraj. Nie chciałam uciekać...
Uciszyłem ją gestem dłoni i podszedłem do niej zmniejszając odległość między nami do minimalnej. Chwyciłem jej zaplątany kosmyk w palce.
-Za nic mnie nie przepraszaj. Masz prawo być zła za to co ci robię.
Przeszywała mnie wzrokiem, jej wielkie oczy patrzyły teraz na mnie z uczuciem, którego nie mogłem odgadnąć.
-Chodź, zabieram cię na wycieczkę po lesie konno.
Zawołałem szczerząc się jak głupi. Szybko wziąłem oszołomioną Vanessę na ręce i wsadziłem na mniejszego konia. Pozapinałem wszystkie zabezpieczenia i dosiadłem drugiego. Złapałem dziewczynę za rękę aby czuła się pewnie i ruszyliśmy w stronę leśnej dróżki.
Przez całą drogę rozśmieszałem Van, na co wybuchała gromkim śmiechem. Miałem wrażenie, że otworzyła się przede mną zupełnie. Opowiadała historie wzięte ze swojego życia, dzieciństwa. Ten widok, szczęśliwej Vanessy, powodował jakieś ciepło w sercu. Nigdy jej takiej nie widziałem.
Zdałem sobie sprawę, że tej dziewczynie potrzeba tylko chwila uwagi. Widocznie nikt tego wcześniej nie robił... Zauważyłem kilka razy, jej zdziwienie kiedy pytałem co lubi, co ją fascynuje. Obserwowałem ją dłuższą chwilę, co ją o oczywiście zirytowało. Była urocza, kiedy frustracja pojawiała się na jej twarzy.
-Co znowu?
-Nic, po prostu lubię kiedy się uśmiechasz.
Odpowiedziałem szczerze, na co dziewczyna spuściła głowę i zachichotała.
Vanessa
Po godzinnej jeździe, Harry zatrzymał konie i zarządził piknik. To dobrze, bo byłam wykończona i głodna. Położyłam się na mostku obok siedzącego chłopaka i rozpięłam kurtkę. Harry przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu i oblizał wargę. Byłam zbyt zmęczona, aby jakkolwiek na to zareagować.
-Jestem wykończona, ale przyznaję, że jazda na koniu przez las jest cudowna.
Chłopak z uśmiechem podał mi kanapkę i zapiął zamek mojej kurtki zatrzymując dłonie na moim brzuchu kilka sekund za długo, co sprawiło mi cholerną przyjemność. Zjadłam szybko to co podał mi Harry i zamknęłam oczy rozkoszując się świeżym, leśnym powietrzem.
-Nie wracajmy.
Powiedziałam błagalnym tonem do chłopaka. Poczułam jego ciężar nad sobą, ale nie mogłam teraz otworzyć oczu i zatonąć w jego oczach ale.. ahh, za późno. Harry leżał na mnie podpierając się łokciami. Jedną dłonią odgarniał moje włosy za ucho.
-Chcesz zamarznąć w nocy, skarbie? Musimy wracać, za chwile będzie ciemno.
-Ale jeszcze nie teraz.
Poprosiłam go na co usmiechnął się serdecznie. Położył się obok mnie tak, że jedną dłonią gładził moje włosy a drugą trzymał na brzuchu.
-Harry, mogę cię o coś spytać?
-O wszystko, słońce.
Spiorunowałam go wzrokiem za te wszystkie zdrobnienia, ale kontynuowałam.
-Mówiąc wszystko, co dokładnie miałeś na myśli?
-Wszystko, co powiem.
-Dosłownie?
Spytałam, doszukując się chociażby jednego zaprzeczenia mojej teorii. Zauważył to jak się spięłam i natychmiast znalazł się nade mną.
-Van, nigdy nie dotknąłbym cię w sposób, którego byś się bała lub nie chciała, jasne?
Patrzył na mnie obserwując moją reakcje, moja twarz przejaśniła się od ulgi jaką poczułam, chociaż, nie wiem dlaczego coś mi się nie podobało w tym zdaniu, ale postanowiłam tego nie rozstrzygać.
Chłopak ucałował moje czoło i wstał aby przywołać konie.
Spało mi się dzisiaj wyśmienicie, może dlatego, że byłam zmęczona po całym dniu na plaży... Byłam pewna, że dzisiaj obudzę się z czerwonymi szramami od kajdanek i w zimnej piwnicy. Nie wiem, czy to nie byłoby lepsze od tego, do czego jestem zaobowiązana teraz... Mam nadzieję, że Harry mówiąc wszystko, nie miał na myśli dosłownie wszystkiego. Kogo ja oszukuję.
Zwlokłam się z wygodnego łóżka, rozczesałam moje włosy, które były w totalnym nieładzie, odkąd się tutaj znalazłam. Mają straszliwą tendencję do kręcenia się a w tym domu nie było żadnej prostownicy, ani choćby lokówki. Więc, moja głowa przypomina jedno wielkie ptasie gniazdo.
-Idę! Drzesz się!
Mężczyzna przywitał się ze mną, dając mi całusa w policzek na co nie mogłam zaprotestować od naszej wczorajszej 'umowy' czochrając przy tym i tak już rozczochrane włosy. Wzięłam od niego talerz i usiadłam przy stole. Harry usiadł naprzeciwko mnie i przeszywał mnie wzrokiem, aż do momentu w którym poczułam się niezręcznie.
-Co?
Zapytałam zirytowana. Nienawidzę kiedy ktoś patrzy, jak jem. Harry zachichotał pod nosem i nadal wpatrywał się we mnie jakby z... rozmarzeniem? Pewnie nabijał się z mojego porannego wyglądu.
-Wiem, że nie mam na sobie makijażu, moje włosy wyglądają jak po spotkaniu z gniazdkiem elektrycznym, ale nie musisz się gapić i mnie onieśmielać.
Twarz Harry'ego zmieniła się natychmiastowo jakbym mówiła jakieś przekleństwa. Zdziwiłam się i uniosłam na niego pytające spojrzenie.
-Twoje włosy wyglądają idealnie, a makijaż zasłoniłby to co w tobie najpiękniejsze.
Tymi słowami odszedł od stołu zostawiając mnie oniemiałą. Ten mężczyzna ostatnio mnie niesamowicie zaskakiwał.
Zjadłam moje śniadanie ze smakiem, gdyż było pyszne, do czego nigdy nie mogłam się przyznać przed samą samą, ale Harry był doskonałym kucharzem...
Stanęłam przed szafą, którą wyposażył mi Styles. Wybrałam jakieś rurki i ciepły sweter, choć i tak spędzę cały dzień w domu... po moim wybryku, Harry nie puści mnie samej do następnego pokoju. Na samą myśl, łzy zbierały mi się w oczach. Ile to już dni? Ponad tydzień, tak myślę.
Wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki w pokoju mężczyzny, do którego mogłam dziwnym trafem wchodzić kiedy tylko mi się podoba. Musiałam przyznać, że ma dobry gust co do książek. Czy jest coś, w czym ten człowiek nie jest dobry? Tak, w podrywaniu dziewczyn. Kto normalny porywa dziewczynę na drugi koniec kraju?
Ostatnio zaobserwowałam, że nie mogę się zgodzić, że jest zły w przyciąganiu uwagi przez płeć przeciwną. Sposób w jaki działał na mnie kiedy specjalnie znajdował się zbyt blisko, przyprawiał mnie o dreszcze i przyspieszone bicie serca. Jego malinowe usta aż prosiły aby się w nie wpić. Urocze dołeczki pojawiające się za każdym razem, gdy się uśmiechał, które miałam ochotę całować bez końca. Uggggh! Czy ja naprawdę o tym pomyślałam?! Że pociąga mnie osoba, która mnie przetrzymuje? Jestem dziwna. Zdecydowanie odbiegam od normy.
Czytałam tę książkę już bardzo długo sądząc po tym gdzie znajdowało się słońce. Nie miałam nic innego do roboty, więc postanowiłam czytać dalej, aż zasnę w tym fotelu, obudzę się rano i znów będę czytać i tak w kółko.. w końcu co mogę robić?
Literki rozmazywały mi się przed oczami, jednak nadal uporczywie usiłowałam czytać, kiedy poczułam loki Harry'ego łaskoczące mój policzek. Znów znalazł się tak blisko, czułam jego ciepły oddech na moim uchu.
Jego dłoń zamknęła książkę, w moich rękach. Stanął na przeciwko mnie.
-Idziesz ze mną?
Perspektywa pójścia gdzieś, od razu mnie ożywiła.
-Gdzie?
-Pójdziemy na zewnątrz. Ubierz się ciepło. Ja czekam przy drzwiach.
Ucałował mój policzek, na co oczywiście nie zaprotestowałam. Nie ukrywam, że usta chłopaka, na mojej skórze nie sprawiają mi przyjemności.. Powinnam się leczyć.
Zbiegłam na dół i ubrałam buty. Harry zarzucił mi kaptur na głowę, o czym zawsze zapominałam, a on nieustannie mi o tym przypominał. Doprawdy nie wiem dlaczego tak zależy mu na moim zdrowiu. Znamy się zaledwie tydzień, jeśli się nie mylę.
-Teraz powiesz, dokąd idziemy?
Spytałam, kiedy Harry złapał moją dłoń. Moje ciało jak zwykle w takich chwilach przeszła magnetyczna iskra.
-Teraz właśnie ci nie powiem.
Chłopak momentalnie się zatrzymał i przyciągnął mnie dłońmi w talii. Odwrócił mnie tyłem do siebie i zdjął kaptur z głowy. Poczułam na twarzy materiał. Dłonie Harry'ego delikatnie odgarnęły moje włosy, tak, że na szyi pojawiła mi się gęsia skórka. Nienawidziłam, jak działał na mnie tak prostymi gestami. Zawiązał moje oczy i teraz cały czas trzymał mnie w talii. Najpierw szliśmy prostą drogą, potem Harry co chwila podnosił mnie delikatnie, omijając coś, co przeszkadzało.
-Jesteś dziwny.
Zaśmiałam się kiedy jego dłonie powędrowały do mojej twarzy aby odwiązać wstążkę. Moim oczom ukazała się stadnina. Nie wierzyłam własnym oczom! Po polu biegały dwa piękne konie. Jeden był większy od drugiego. Byłam zachwycona! Zawsze chciałam się nauczyć jeździć, jednak rodzice tłumaczyli swój brak czasu dla mnie tym, że konie to niebezpieczne zwierzęta. Pragnęłam teraz rzucić się na chłopaka, intensywnie mnie obserwującego, co byłoby mocno niestosowne. Ale byłam mu tak wdzięczna za co! Myślałam, że nie pozwoli mi nawet wychylić się z pokoju. Czułam się skołowana, ale moja sympatia do Harry'ego rosła.
-Podoba ci się? Chcesz pojeździć?
Harry's poof
Bałem się, że po prostu powie, że chce wracać, do domu, czego oczywiście nie mogła zrobić po naszej wczorajszej umowie, ale i tak zabrałbym ją kiedy by o to prosiła. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale w ogóle nie jestem na nią zły za to wczorajsze. Teraz jedynie byłem ciekaw czy jej się podoba. Chciałem w jakis sposób wynagrodzić jej ciągłe siedzenie w domu i nic nie robienie.
Dziewczyna odwróciła się do mnie, jej oczy przepełnione były radością, na co odetchnąłem z ulgą.
-Jest idealnie! Dziękuję, serio, nie spodziewałam się. I Harry, wcale nie powinnam tego robić z racji tego co ty robisz mnie, ale... przepraszam za wczoraj. Nie chciałam uciekać...
Uciszyłem ją gestem dłoni i podszedłem do niej zmniejszając odległość między nami do minimalnej. Chwyciłem jej zaplątany kosmyk w palce.
-Za nic mnie nie przepraszaj. Masz prawo być zła za to co ci robię.
Przeszywała mnie wzrokiem, jej wielkie oczy patrzyły teraz na mnie z uczuciem, którego nie mogłem odgadnąć.
-Chodź, zabieram cię na wycieczkę po lesie konno.
Zawołałem szczerząc się jak głupi. Szybko wziąłem oszołomioną Vanessę na ręce i wsadziłem na mniejszego konia. Pozapinałem wszystkie zabezpieczenia i dosiadłem drugiego. Złapałem dziewczynę za rękę aby czuła się pewnie i ruszyliśmy w stronę leśnej dróżki.
Przez całą drogę rozśmieszałem Van, na co wybuchała gromkim śmiechem. Miałem wrażenie, że otworzyła się przede mną zupełnie. Opowiadała historie wzięte ze swojego życia, dzieciństwa. Ten widok, szczęśliwej Vanessy, powodował jakieś ciepło w sercu. Nigdy jej takiej nie widziałem.
Zdałem sobie sprawę, że tej dziewczynie potrzeba tylko chwila uwagi. Widocznie nikt tego wcześniej nie robił... Zauważyłem kilka razy, jej zdziwienie kiedy pytałem co lubi, co ją fascynuje. Obserwowałem ją dłuższą chwilę, co ją o oczywiście zirytowało. Była urocza, kiedy frustracja pojawiała się na jej twarzy.
-Co znowu?
-Nic, po prostu lubię kiedy się uśmiechasz.
Odpowiedziałem szczerze, na co dziewczyna spuściła głowę i zachichotała.
Vanessa
Po godzinnej jeździe, Harry zatrzymał konie i zarządził piknik. To dobrze, bo byłam wykończona i głodna. Położyłam się na mostku obok siedzącego chłopaka i rozpięłam kurtkę. Harry przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu i oblizał wargę. Byłam zbyt zmęczona, aby jakkolwiek na to zareagować.
-Jestem wykończona, ale przyznaję, że jazda na koniu przez las jest cudowna.
Chłopak z uśmiechem podał mi kanapkę i zapiął zamek mojej kurtki zatrzymując dłonie na moim brzuchu kilka sekund za długo, co sprawiło mi cholerną przyjemność. Zjadłam szybko to co podał mi Harry i zamknęłam oczy rozkoszując się świeżym, leśnym powietrzem.
-Nie wracajmy.
Powiedziałam błagalnym tonem do chłopaka. Poczułam jego ciężar nad sobą, ale nie mogłam teraz otworzyć oczu i zatonąć w jego oczach ale.. ahh, za późno. Harry leżał na mnie podpierając się łokciami. Jedną dłonią odgarniał moje włosy za ucho.
-Chcesz zamarznąć w nocy, skarbie? Musimy wracać, za chwile będzie ciemno.
-Ale jeszcze nie teraz.
Poprosiłam go na co usmiechnął się serdecznie. Położył się obok mnie tak, że jedną dłonią gładził moje włosy a drugą trzymał na brzuchu.
-Harry, mogę cię o coś spytać?
-O wszystko, słońce.
Spiorunowałam go wzrokiem za te wszystkie zdrobnienia, ale kontynuowałam.
-Mówiąc wszystko, co dokładnie miałeś na myśli?
-Wszystko, co powiem.
-Dosłownie?
Spytałam, doszukując się chociażby jednego zaprzeczenia mojej teorii. Zauważył to jak się spięłam i natychmiast znalazł się nade mną.
-Van, nigdy nie dotknąłbym cię w sposób, którego byś się bała lub nie chciała, jasne?
Patrzył na mnie obserwując moją reakcje, moja twarz przejaśniła się od ulgi jaką poczułam, chociaż, nie wiem dlaczego coś mi się nie podobało w tym zdaniu, ale postanowiłam tego nie rozstrzygać.
Chłopak ucałował moje czoło i wstał aby przywołać konie.
piątek, 31 stycznia 2014
CHAPTER FOUR
Miałem poważną sprawę do załatwienia dzisiejszego dnia. Wstałem już o szóstej i napisałem kartkę Vanessie. Mam nadzieję, że nic nie wywinie, jednak na tym spotkaniu muszę być obecny i nie mogę powiedzieć, że nie dotyczy to tej śpiącej dziewczyny, w którą się wpatrywałem. Mam nadzieję, że nie będzie musiała dowiedzieć się prawdy...
Musiałem wyjść, będę dopiero wieczorem, więc żadnych numerów! Harry xx
Wyszedłem z jej pokoju, pokonując pokusę pocałowania jej w policzek. To jak wczoraj zareagowała na moje zachowanie, poprawiło mi humor i pozwoliło mi myśleć, że nie jestem przez nią aż do tego stopnia znienawidzony. Doprawdy nie wiem dlaczego, tak bardzo mi na tym zależy... Wiem, że kiedy dowie się prawdy całkowicie obróci to jej tok myślenia. Miałem tylko nadzieję, że jeśli wrócę zastanę ją w domu, zresztą wątpię, że zdoła z niego wyjść. Pozamykałem każde drzwi i okna, powinna być zamknięta.
Vanessa's poof*
Każdy poranek tutaj był taki sam. Budzę się, schodzę na dół, Harry mnie wkurza, nakazuje mi jeść a potem i tak muszę robić to co mi karze. W głębi duszy dziękowałam mu za wczorajsze wyjście na zewnątrz. Trochę się zdziwiłam tym, że aż tak się zezłościł i przejął kiedy powiedziałam, że go nienawidzę (gdzie nie byłam do końca szczera..) Harry wydawał mi się pewny siebie, władczy, wyluzowany, ale nigdy nie powiedziałabym, że jest wrażliwy. W domu nigdy nikomu na mnie nie zależało... rodzice wiecznie zabiegani, tydzień w Londynie, tydzień w Irlandii. Mieli sieć firm, w które wkładali całe swoje serce, które powinni oddawać mnie i mojemu bratu. Tyle, że Ed w ogóle się tym nie przejmował, zatracał się w imprezach, dziewczynach, kuplach, chociaż wydaję mi się, że tak właśnie to odreagowywał. Niestety ja tak nie umiałam, żałuję, że jestem osobą, której do szczęścia potrzebni są ludzie którym na mnie zależy. I może w jakimś stopniu, za to lubiłam Harry'ego. On okazuje mi swoją uwagę, dba o mnie, stara się ze mną rozmawiać. Pomijam już fakt, że mnie porwał czego mu nie wybaczę, ale lubię myśleć, że ktoś o mnie myśli...
Przeciągnęłam się ospale na wielkim łóżku i wstałam. Na ziemie upadła mała karteczka, którą zaraz podniosłam.
Nie.. serio? Myślałam, że Elvis. Przecież jesteśmy tutaj we dwoje, podpis mógł sobie darować.
Świetnie! Cały dzień w murach, sama! Po prostu genialnie. Dzień idealny. Cholera! Coś poważnego musiało się stać skoro mężczyzna zostawił mnie samą na tyle godzin, owszem wcześniej robił to ale tylko na jakieś dwadzieścia minut do godziny. Postanowiłam zapytać go jak wróci. A skoro go nie ma to mogę dziś pozwolić sobie na wszystko! Oczywiście na wszystko mam na myśli wszystko co można zrobić zamkniętym w czyimś domu.. taak mogę zaszaleć, i nie zamknąć drzwi w łazience, kiedy będę brać prysznic. Właśnie tego nie lubię. Monotonii. Zawsze musi się coś dziać, lubię wychodzić z domu do parku, do nowych miejsc i poznawać ciekawych ludzi. Chyba dlatego tak ciężko mi jest wybaczyć Harry'emu to porwanie, bo pozbawił mnie tego czego lubię najbardziej. Wolności i spontaniczności. Tęskniłam za tym i dlatego tak wczoraj cieszyłam się na to wyjście.
Poszłam wziąć prysznic i wykąpana ruszyłam do kuchni. Na stole oczywiście stało gotowe śniadanie. Zastanawiam się czy on nie jest dietetykiem. Na talerzu znajdowało się białko w postaci jajka gotowanego z ciemnym pieczywem co dostarczało węglowodanów jak mniemam, a w około, poukładane były maliny, pokrojony banan i jabłko dostarczające witamin. Tak, okropnie mi się nudzi, tak że analizuję moje posiłki... W tym domu chyba zapomnę jak mówić bez sarkazmu. Usiadłam do stołu i podniosłam jabłko. Znalazłam koleją kartkę.
Masz zjeść wszystko! xx
Tak jak myślałam irytował mnie nawet nie będąc w domu. Szkoda, że byłam strasznie głodna, dlatego zjadłam wszystko. Po raz pierwszy przez cały pobyt tutaj zmyłam po sobie naczynia i poszłam do salonu.
Wystrój tego domu był bardzo prosty, jednak przytulny, z bólem stwierdziłam, że czuję się tu jak w domu. Pokój był jasnobrązowy, na ziemi leżał puchaty biały dywan a na środku kremowa sofa, skierowana na wprost telewizora. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Liście opadały z drzew pokrywając kolorową kołdrą ziemię. Niczego teraz bardziej nie pragnęłam od znalezienia się na zewnątrz. Na dodatek plaża jest nieopodal. Od zawsze uwielbiałam wodę. Plaża w tych rejonach jest naprawdę piękna i nietypowa. Nie ma na niej żółtego piasku i opalających się ludzi, za to są skały, polne dróżki, zieleń. Postanowiłam przestać się dołować.
Nagle przypomniałam sobie o piwnicy, w której rzekomo miałam być zamknięta za zrobienie czegoś wbrew woli Harry'ego. Wspominałam już że nienawidziłam być pod czyjąś kontrolą? Więc, chciałam się dowiedzieć gdzie ona się dokładnie znajduje. Zeskoczyłam szybko z parapetu, porwałam moje buty i kurtkę wspominając sobie co Harry powiedział mi na temat temperatury tam panującej.
Weszłam do korytarza, przeszukałam każdy jego skrawek. Żadnego wejścia w jakąś podziemną spiżarnię. W pewnym momencie oparłam się o ścianę i ogromny obraz za mną przesunął się w lewo ukazując miniaturowe drzwi. Przeraziłam się. Jakie sekrety jeszcze skrywa ten dom? Pchnęłam je lekko i zobaczyłam schody prowadzące na dół. Zostawiłam drzwi otwarte w razie czegoś. Rzeczywiście, już czułam zmianę temperatury. Było brudno, zimno i śmierdziało wilgocią. Pomyślałam o tym jak mógłby wyglądać mój pobyt tutaj...
Weszłam do małego, niskiego pomieszczenia. Pełno było tutaj gratów i śmieci. Jeden element przykuł moją uwagę, a mianowicie, kolejne malutkie drzwiczki. Czy to jest jakiś cholerny tunel?! Postanowiłam, to sprawdzić. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte. Zaczęłam rozglądać się za kluczykiem aż w końcu znalazłam, wisiał na rurce od starego odkurzacza, szybko chwyciłam go i drżącymi rękoma zaczęłam otwierać zamek. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy martwych ciał, uwięzionych kobiet, psa? Zbzikowałam odkąd tu jestem. Jednak jedyne co zobaczyłam to schody na górę. Wbiegłam po nich, robiło się coraz jaśniej i jaśniej. Sama nie mogłam w to uwierzyć! Byłam prawie na zewnątrz, musiałam tylko uchylić szybę od okna poddaszowego i już! Namęczyłam się z otworzeniem tego okna, ale nagroda była najlepsza. Byłam właśnie na tyłach domu mężczyzny. Mój pierwszy sukces!
Okazało się, że tył domku, nie jest obleśny i zaśmiecony, jak wszystkie domy wokoło. Był zadbany i nawet rosły w nim kwiatki, które niestety już usychały z powodu obecnej pory roku. Usiadłam na małej ławeczce i wdychałam świeże powietrze. Nie wierzę, jestem wolna a ja tak po prostu sobie siedzę. Ruszyłam więc w stronę plaży.
Skały były nieco śliskie od obijającej je ciągle, wody. Usiadłam na suchym miejscu i wpatrywałam się w ocean. Zachwycałam się tym krajobrazem. Nie sądziłam, że Anglia może być tak piękna. Zastanawiałam się, która jest godzina i czy zdążę wrócić przed powrotem Harry'ego. Tak. Pogodziłam się z tym, że nie znajdę stąd drogi ucieczki. Tutaj z dziwnych powodów, nie ma żywej duszy oprócz nas. Chciałam tylko posiedzieć i nacieszyć się samotnością. Przez chwilę wcale nie byłam porwana, byłam wolna i mogłam robić co zechcę. Słońce było dość wysoko, więc pozwoliłam sobie zejść na zieloną ścieżkę i przespacerować się jeszcze.
Harry's poof*
Byłem wykończony tym całym spotkaniem. Właściwie to nie uzgodniliśmy nic i na dodatek dostałem w twarz. Więc nie mogę zaliczyć tego dnia do udanych. Siedziałem w samochodzie, słuchając muzyki. Zastanawiałem się co robi Vanessa, muszę ją gdzieś zabrać... cały czas czuję się kurewsko winny za wszystko.
Zaparkowałem samochód w starym magazynie, który teraz robił za mój garaż i ruszyłem do środka. Było po szesnastej, nie dość, że wcale nie przyniosło skutków, tylko zabrało cenny dzień. Nigdy więcej takich spotkań. Byłem zmęczony długą podróżą i podbitą skronią. Chciałem teraz położyć się i zasnąć. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-Van? Już jestem!
Odwróciłem się i zamarłem w pierwszej chwili. Obraz, drzwi, piwnica. Mogłem się modlić, że nie odkryła wyjścia na tył domu, ale przecież jak myślałem była bystra. Drzwi 'jej ucieczki' były uchylone. Kurwa! Moja wściekłość była teraz wyjątkowo groźna. Kopnąłem stojące obok mnie krzesło. Wybiegłem na zewnątrz i ruszyłem jej szukać. Nie wiem, na kogo jestem bardziej wściekły na siebie czy na nią? Pewnie na siebie... Jak mogłem o tym zapomnieć, jak mogłem w ogóle ją zostawić. Muszę ją znaleźć. Na pewno nie znajdzie żadnej drogi ucieczki, zgubi się, zrobi się ciemno i zamarznie.. Dziwne, że akurat tak o tym myślałem. Na drugim planie znajdowało się to, że będę musiał ją ukarać, ale najpierw muszę ją znaleźć.
Działałem niesamowicie szybko, przeszukałem stare magazyny. Nic. Nigdzie jej nie było. Moją jedyną nadzieją jest plaża. Szybko wbiegłem na polną dróżkę i rozglądałem się dookoła. Wszędzie tylko skały i skały. Cholera, nie znajdę jej.. Stanąłem na środku ogromnej skały i wydzierałem sobie włosy z głowy. Byłem wściekły. Odwróciłem się i zobaczyłem siedzącą po turecku dziewczynę w brązowej kurtce i burzą długich ciemnych włosów, rozwiewanych na wszystkie strony. Kamień spadł mi z serca niemiłosiernie. Miałem ochotę ją teraz uściskać, ale nie mogłem.
Vanessa's
Stwierdziłam, że powinnam wracać. Wstałam ze skały i odwróciłam się. Przysięgam, że mało co, nie dostałam zawału. Mężczyzna podbiegł do mnie i chwycił mnie za nadgarstki, tak, że pobielały mu knykcie. Jego oczy były ciemne, nie było w nich krzty zieleni, do której tak się przyzwyczaiłam. Piwnica, kajdanki..
-Harry, to boli! Puść mnie, błagam cię!
-Nic nie mów. Idziesz za mną.
Cały czas trzymał mnie w nadgarstkach, czułam już powstające siniaki.
-Puść mnie! Pójdę sama!
-Po tym, mam ci wierzyć? Nie bądź śmieszna, Vanesso.
-Ale.. ja Harry to nie tak!
Zignorował mnie i wziął mnie na ręce. Nie odzywałam się więcej, czułam, że pogarszam swoją sytuację, więc tylko wtuliłam się w jego szyję i zamknęłam oczy aby powstrzymać napływające łzy.
Mężczyzna postawił mnie w na ziemi, po czym zdjął ze mnie kurtkę. Ruszył do kuchni, poczłapałam zrezygnowana za nim. Czekałam tylko, kiedy wyciągnie pudełeczko z kajdankami i karze zejść na dół. Nie mogłam powstrzymać łez.
-Co zrobisz, Harry?
Spytałam cicho, wpatrując się z niego spod rzęs. Czułam się taka malutka.
- Jak myślisz? Muszę cię ukarać. Sama wiesz, że mnie jest równie ciężko.
-Ale Harry, nie możesz! Proszę cię!
Podeszłam bliżej niego i położyłam swoje dłonie na jego klatce piersiowej. Widziałam jak walczy ze sobą, ale jego wyraz twarzy był nieugięty.
-Zrobię wszystko, tylko nie rób mi tego. Mam prawo chociaż wyjaśnić!
-Masz pięć minut na wytłumaczenie mi się, chociaż to pewnie nic, nie da.
- Z samego rana poszłam pod prysznic, chciałam zgasić światło, którego nie zgasiłeś w korytarzu więc poszłam tam. Przez przypadek oparłam się o obraz i ujrzałam drzwi. Zrobiłam to z czystej ciekawości, Harry! A kiedy zobaczyłam to wyjście w piwnicy, musiałam skorzystać! Całe dnie siedzę w domu, potrzebowałam tego, poszłam na plażę, posiedzieć. Wiem, że na pewno mi nie uwierzysz, ale ja na prawdę nie chciałam dzisiaj uciekać... Chciałam tylko wyjść i posiedzieć samej, wiedziałam, że nigdy byś się na to nie zgodził...
Harry patrzył na mnie, jego oczy wyglądały już normalnie. Moje łzy zalewały moją twarz. Nie może mi tego zrobić... nie jest taki.
-Proszę cię... nie rób mi tego. Musisz mi wierzyć.
Podniósł swoją dłoń do mojego policzka i starł łzy. Posadził mnie blacie wciąż trzymając dłonie na mojej twarzy.
-Sam nie wiem dlaczego ale ci wierzę. Nie płacz, Van...
Przytulił mnie do siebie.
-Na serio?
Uśmiechnął się a ja wtuliłam się w niego.
-To nie znaczy, że następnym razem unikniesz kary. Mam jeden warunek.
-Hmm?
-Robisz wszystko co ci powiem, bez żadnego sprzeciwu.
Popatrzyłam na niego zdekoncentrowana, ale nie miałam wyjścia. Zgodziłam się.
-Sam nie wiem dlaczego ale ci wierzę. Nie płacz, Van...
Przytulił mnie do siebie.
-Na serio?
Uśmiechnął się a ja wtuliłam się w niego.
-To nie znaczy, że następnym razem unikniesz kary. Mam jeden warunek.
-Hmm?
-Robisz wszystko co ci powiem, bez żadnego sprzeciwu.
Popatrzyłam na niego zdekoncentrowana, ale nie miałam wyjścia. Zgodziłam się.
środa, 29 stycznia 2014
CHAPTER THREE
Przebudziłam się wczesnego ranka. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w ściany. Co mam zrobić? Nie wiem co będzie z rodzicami, Edem i moimi przyjaciółmi... Czy oni już wiedzą, że mnie nie ma? I tak nigdzie mnie nie znajdą. Bez mojej pomocy.
Postanowiłam ubrać się i zejść na dół, byłam strasznie głodna i miałam nadzieję, że będzie coś w kuchni bo na pewno nie poproszę Harry'ego. Przez niego już nigdy nikomu nie zaufam. Nienawidzę tego jak spokojnie podchodzi to tego, że mnie porwał. Wydaje się, że nie obchodzą go żadne konsekwencje, on jest pewien, że z żadnymi nie będzie się musiał mierzyć. Czego on ode mnie oczekiwał? Weźmie mnie za żonę i będziemy mieć szóstkę uroczych dzieci? A może kręci filmy pornograficzne? Ta wizja mnie rozproszyła i postanowiłam się nie dołować. Ciężko będzie teraz znaleźć drogę ucieczki, nie ma mowy abym trafiła do piwnicy przykuta kajdankami. Kto normalny tak robi? Właśnie, normalny.
Na blacie w kuchni leżało jabłko, które po chwili chwyciłam. Wyjrzałam przez szklane drzwi na zewnątrz. Harry siedział z gitarą na małym tarasiku. Zaciekawiona wyszłam. Palce chłopaka wygrywały piękną melodię. Czego jeszcze o nim nie wiem?
-Wiesz, gdybyś mnie nie więził, uznałabym cię za dobrego gitarzystę, ale zrobiłeś to, więc jesteś beznadziejny.
Harry gwałtownie odwrócił się i obdarzył mnie uśmiechem. Cholera, cała się telepałam, na sobie miałam tylko za krótkie shorty ( wszystko sobie przemyślał, bo każda para jest za krótka) i za dużą koszulkę chłopaka. Zauważył to, dlatego położył mi na ramionach swoją bluzę. Strzepnęłam ją i weszłam do środka.
-Uznam to za komplement, skarbie.
Zawołał za mną i wszedł do pomieszczenia zamykając mi przed nosem drzwi, machając kluczem i wsadzając do kieszeni z głupim uśmieszkiem. Posiadanie nade mną kontroli dawało mu satysfakcję.
-Zrobiłem ci śniadanie, które tym razem masz zjeść w całości.
Postawił przede mną tacę pełną jedzenia jak wczoraj. Byłam za bardzo głodna żeby protestować. Harry uśmiechnął się.
-Czekam na ciebie w salonie. Obejrzymy coś.
Jak zwykle to nie była prośba. Nie zamierzam siedzieć obok niego i oglądać z nim telewizji. On jest chory psychicznie, ale po wczorajszym dniu, kiedy przedstawił mi 'konsekwencje' wybryków, miałam wątpliwości, czy mogę cokolwiek zaprotestować...
Zjadałam posiłek po czym ruszyłam w stronę chłopaka. Siedział wyciągnięty na sofie. Mój wzrok padł od razu na odsłoniętą klatkę piersiową Harry'ego. Był umięśniony i wytatuowany. Od zawsze uwielbiałam tatuaże, kochałam oglądać wzory i poznawać ich znaczenia. Uważam, że to dobry sposób na przedstawienie siebie bez mowy.
-Możesz dotknąć Vanesso.
Mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia, przypominając, że wciąż się gapię. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-Po prostu lubię tatuaże, nie przeceniaj się.
-Pode mną miałabyś lepszy dostęp.
-Jesteś obleśny.
-Tobie się podobam.
-Wmawiaj sobie.
Jeszcze nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś bardziej irytował mnie niż Ed. Widocznie był mój szczęśliwy dzień bo właśnie znalazłam.
Oglądaliśmy jakich film romantyczny, to ma być jakiś żart? Para filmowa non stop kleiła się do siebie całując i obmacując, czułam się niezręcznie oglądając to z nim. Harry obserwował mnie za każdym razem, kiedy na ekranie pojawiała się jakaś gorąca scena.
-Dobra ja spasuje.
Nie wytrzymałam kiedy atmosferę między nami można było złapać w wsadzić do kieszeni. Triumf na twarzy mężczyzny był nie do wytrzymania. Stanęłam usiłując się uspokoić. Wróciłam się do Harrego i z wyrzutem oznajmiłam mu wszystko.
-Dlaczego to wszystko?! Po co? Co masz zamiar ze mną zrobić, co? Zrób to teraz! Mam dość czekania na to co ma się wydarzyć, jasne?
Rysy jego twarzy zmieniły się. Wstał i podszedł do mnie, usiłował mnie jakoś uspokoić, ale nie dawałam za wygraną.
-Myślisz, że się nie boję?! Odkąd tutaj jestem śnią mi się koszmary! A obok mnie nie ma nikogo, aby powiedzieć mi, że to zły sen! Mam dość.
Łzy leciały mi po twarzy strumieniami. Cała złość ostatnich trzech dni kipiała ze mnie. Okładałam jego klatkę piersiową niczym worek treningowy.
-Dlaczego mi to zrobiłeś Harry? Czym sobie zasłużyłam?
Spytałam cicho, kiedy mocno złapał mnie za nadgarstki. Nie miałam siły protestować, kiedy uniósł mnie i usadził sobie na kolanach. Byłam taka zmęczona... Wolę zasnąć, i się nie budzić. Płakałam w tors Harrego. Ironia. To przez niego płakałam i to przez niego teraz czuję się bezpieczniej. Jego ramiona stały się moim chwilowym azylem.
-Van, proszę cię, już nie płacz. Przepraszam za to co robię, ale nie potrafię ci tego wytłumaczyć, musisz mnie na razie zrozumieć wszystko ci wyjaśnię w swoim czasie. Musisz wiedzieć, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić, a wręcz odwrotnie. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz koszmary? Musisz się przyzwyczaić, że teraz to jest twój dom.
Już nie płakałam, cicho siedziałam sobie wtulona w mężczyznę. Nie obchodziło mnie już w tej chwili nic. Nie wiem co jest grane, ale zaczynam mieć wrażenie, że Harry coś przede mną ukrywa, lub kogoś... Położyłam dłoń na jego szyi a jego ręce wślizgnęły się pod moje kolana, tak że teraz głaskał moje uda, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę i rumieńce. Delikatne muśnięcia jego palców uśpiły mnie w jego ramionach.
Harry's poof*
Van, zasnęła mi na kolanach. Głaskałem ją po włosach i nie mogłem wyzbyć się wyrzutów sumienia. Miała koszmary... prawdopodobnie przeze mnie a mnie przy niej nie było... Nie mogę jej teraz wszystkiego wyjaśnić.
Obiecałem sobie, że muszę jakoś umilić jej życie. Oczywiście muszę trzymać ją na dystans, co szczerze powiedziawszy strasznie mnie boli. Ona jest taką dziewczyną, której nie da się lekceważyć. Zaraża uśmiechem, jest seksowna i zawsze ma coś sensownego do powiedzenia. I dlatego muszę to robić. Gdybym pozwolił sobie na całkowite zaprzyjaźnienie z nią spełniłbym jej prośbę i z całą pewnością puściłbym ją wolno, a tego nie mogę zrobić. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał zamykać jej w piwnicy, na samą myśl robi mi się niedobrze...
Uniosłem dziewczynę w górę, jej klatka piersiowa bezwładnie przylegała do mojego ciała, a jej głowa spoczywała na moim ramieniu. Muszę jakoś załatwić sprawę z koszmarami. Wszedłem do pokoiku na poddaszu i ułożyłem Van lekko na łóżku. Zdjąłem z niej niewygodne dżinsowe shorty, zostawiając ją jedynie w mojej koszulce. Przygryzłem wargę, nigdy nie mogę oderwać od niej wzroku. Była niewinna i seksowna jednocześnie. Stanowiło idealne połączenie z jej niezwykłą inteligencją. Przykryłem jej ciało białą puchową kołdrą.
Przyniosłem materac do jej pokoju i rozłożyłem go obok okna. Pościeliłem sobie wystarczająco miękko. Tak właśnie zamierzam jej pomóc z koszmarami. Oczywiście wstaję zawsze grubo wcześniej od niej, więc będzie miała zapewnioną prywatność.
Vanessa's poof*
Dzisiejszą noc przespałam bardzo spokojnie, drzemałam idealnie twardym snem i to było mi potrzebne. Wyrwał mnie z niego ból w okolicach podbrzusza. O nie... Tylko nie to! Szybko stanęłam na równe nogi a moim oczom ukazał się duży materac z drugiej strony łóżka tuż obok okna. Czy to możliwe, że Harry tu spał?
Poszłam zająć się moim problemem do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, cały czas towarzyszył mi nieprzyjemny ból brzucha. Zawsze podczas mojej 'kobiecej sprawy' denerwujący ból nie odstępuje mnie na krok, a cały dzień chodzę jak struta. A teraz zastanawiam się jak to przekazać Jemu. Czuję, że to będzie strasznie niezręczne.. Chcę zapaść się pod ziemię w tej chwili.
Harry siedział w kuchni i przygotowywał dla mnie śniadanie. Jego włosy nadal były w nieładzie i lekki zarost pojawił się na jego twarzy. Z bólem stwierdziłam, że wygląda niesamowicie przystojnie!
-Spałeś w moim pokoju?
Spytałam z ciekawością próbując trochę odejść od tematu, który za chwilę muszę poruszyć.
-Tak.
-Dlaczego??
-Nigdy nie wiem, co zrobisz w nocy. Z twojego okna można uciec, a po za tym skarżyłaś się na koszmary, więc teraz będę blisko.
Tym pierwszym wkurzył mnie jak zwykle ale z drugiej strony, dziękowałam mu w duchu. Nienawidziłam być sama na piętrze...
-Um... po części... dzięki.
-Nie ma za co kochanie.
Przestałam go już upominać, aby skończył z pieszczotliwym nazywaniem mnie. To jak walka z wiatrakami...
-Harry... wiesz, yyy
Cholera! Krępuje mnie już sam jego wzrok.
-Jestem dziewczyną jasne?Wiesz co to znaczy, prawda?
Na twarzy Harry'ego nie było cienia zmieszania. Podszedł do mnie.
-Wiem co to znaczy słońce. I nie rozumiem dlaczego się rumienisz, ale robisz to pięknie. Wszystko czego teraz potrzebujesz jest w dolnej półce w łazience. Znajdziesz tam niebieską kosmetyczkę.
Zostawiłam roześmianego mężczyznę w kuchni i ruszyłam pędem do łazienki. Otworzyłam kosmetyczkę, która była wyposażona nawet w tabletki przeciwbólowe. Powinno mnie dziwić, skąd ma te wszystkie rzeczy, lub planował to porwanie od tygodni.
Ból zelżał pod wpływem proszków. Zjadłam śniadanie, które dostałam i teraz siedziałam na blacie w kuchni patrząc w ogromne okno. Pragnę wyjść na zewnątrz, czuję się jak w klatce. Prawdopodobnie są ostatnie dni ciepła w.. tam gdzie właśnie się znajdowałam.
-Harry, chcę wyjść na zewnątrz.
-Nie.
-Ale dlaczego?
Oburzyłam się, on nie ma prawa zabraniać mi wychodzenia chociażby na krok. Owszem. Miał prawo nie mieć do mnie zaufania, ale chyba przecież nie myślał, że będę grzecznie siedziała, nie próbując sztuczek.
- Po prostu, ci nie ufam.
- Proszę... chcę tylko wyjść. Chodź ze mną, Harry, proszę.
Nie wiem jak mogłam tak nisko upaść i błagać go o coś. Straciłam swoją godność przytulając go wczoraj, a dzisiaj pozbyłam się jej resztek. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się, wyglądał na zaskoczonego... tym, że chcę by poszedł ze mną?
-Ubierz się ciepło i wyjdziemy.
Posłałam mu delikatny uśmiech, chociaż wcale nie powinnam, ale przecież nie robił mi krzywdy, prawda? Pomyślałam, że mogę mu choć trochę odpuścić.
Wbiegłam na górę, założyłam czarne obcisłe rurki i gruby sweter, na to zarzuciłam brązową kurtkę, którą dał mi Harry. Czekał ubrany przy drzwiach. Założył mi kaptur na głowę, na co przerzuciłam oczami. Otworzył drzwi zamknięte na klucz.
Moją twarz oświetliły przyjemne promienie słoneczne a świeże powietrze, którego nie czułam od mojej rzekomej próby ucieczki wypełniał moje płuca, zadowalająco. Harry złapał mnie za rękę i skierował się w kierunku polnej dróżki.
-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
Szliśmy dłuższą chwilę, a ja zachwycałam się pięknym krajobrazem drzew i pól, dookoła nas. Jak bardzo kiedyś nie doceniałam, tego co mnie otaczało. Dopiero kiedy zostałam zamknięta w pomieszczeniu, zdołałam to zrozumieć.
Moim oczom ukazał się uroczy drewniany mostek, postawiony nad strumykiem. To mi nie wyglądało na Anglię, przypominało trochę irlandzkie przedmieścia, ale mogłam tylko gdybać. Harry wskazał miejsce obok siebie i posłusznie usiadłam obok niego.
-Pięknie, prawda?
Dźwięk płynącej wody w strumyku, pieścił nasze uszy.
-Yhm...-Zgodziłam się cicho. - Gdzie jesteśmy?
-Jesteśmy w Out Stuck. To wyspa, jak zauważyłaś. Skrajny punkt Anglii.
- Orzesz.. to przecież jakiś dzień jazdy od Londynu!
- Powiedzmy, że trafiliśmy tutaj nieco szybszym środkiem transportu.
Zauważyłam, że już nic więcej mi nie powie. Wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce, temperatura wyraźnie spadała.
-Wracamy, marzniesz.
Wstał i podał mi dłoń. Nie chwyciłam jej, jednak Harry i tak włożył ją w moją. Szliśmy w ciszy. Zrobiło się na prawdę zimno. Lekko drżałam, tak żeby nie zauważył, nie chciałam, aby już nigdy mnie nigdzie nie zabrał.
Siedzieliśmy w salonie, jedliśmy posiłek przygotowany przez niego. Dziwiło mnie trochę, że jako mężczyzna gotuje o wiele lepiej ode mnie.
-Dlaczego mi powiedziałeś?
-O czym?
-Gdzie jesteśmy.
- I tak nie masz telefonu, bo go zabrałem, nikogo tutaj nie ma, więc uznałem, że możesz wiedzieć.
-Wiesz, że cię nienawidzę?
Spytałam z przekąsem? Nie musiał zabierać mi mojej prywatnej rzeczy..
-Wiem.
Tylko tyle usłyszałam od niego. Wstał i zabrał się za zmywanie naczyń. Miałam mieszane uczucia co do niego. Niby nie robił mi nic złego, ale jednak mnie tutaj trzyma. Nie mam prywatności, ale.. opiekuje się mną, to on śpi na kanapie, kiedy ja zajęłam łóżko, teraz przeniósł się, kiedy powiedziałam, że mam koszmary. Sama nie wiem co mam myśleć. Może nie powinnam być tak oschła? W twarzy Harry'ego widoczny był smutek i złość. Nie wiem już co robić.
Mężczyzna przyniósł mi kubek gorącej czekolady i odwrócił się na pięcie.
-Dokąd idziesz?
-Wiesz, kiedy ja kogoś nienawidzę, nie jestem zbyt zadowolony, kiedy muszę przebywać z nim w jednym pokoju.
Trochę zabolało, dlaczego do cholery mam wyrzuty sumienia?
-Nie, Harry czekaj, nie to miałam na myśli.
Jego wyraz twarzy był teraz łagodny, ale i smutny. Uśmiechał się delikatnie.
-Nie Van, właśnie to miałaś na myśli. Pij bo będzie zimne, mała. Będę na górze.
-Nie! Niczego nie wypiję, póki nie zostaniesz.
Harry zawahał się przez chwilę i usiadł obok mnie.Upił łyk z mojego kubka i włożył go w moje dłonie.
-Pij! Podobno wspomaga odporność.
Roześmiałam się na jego słowa. Szturchnęłam go lekko w ramię.
-Nie nienawidzę cię... Nie to, że cię lubię- dodałam szybko, na co zachichotał - ale też nie nienawidzę, ok?
Obdarzył mnie uśmiechem i lekko nachylił się aby pocałować mój policzek.Jego ciepłe wargi pieściły moją skórę dłużej, niż powinny. Jak dobrze, że w pokoju panował półmrok, nie zobaczył moich delikatnych rumieńców. Ze względu na moją ciemną karnację, rzadko kiedy było je widać, ale mimo wszystko się ich wstydziłam.
-Bez takich gestów!
Harry objął mnie ramieniem.
-Takie mogą być?
-Nie przesadzaj.
Zaśmiałam się po czym namoczyłam swoje wargi w ciepłym płynie.
Autorka: Nie wiem, czy ktokolwiek, to czyta, ale piszę dla siebie. Enjoy CPR 3! <3
Postanowiłam ubrać się i zejść na dół, byłam strasznie głodna i miałam nadzieję, że będzie coś w kuchni bo na pewno nie poproszę Harry'ego. Przez niego już nigdy nikomu nie zaufam. Nienawidzę tego jak spokojnie podchodzi to tego, że mnie porwał. Wydaje się, że nie obchodzą go żadne konsekwencje, on jest pewien, że z żadnymi nie będzie się musiał mierzyć. Czego on ode mnie oczekiwał? Weźmie mnie za żonę i będziemy mieć szóstkę uroczych dzieci? A może kręci filmy pornograficzne? Ta wizja mnie rozproszyła i postanowiłam się nie dołować. Ciężko będzie teraz znaleźć drogę ucieczki, nie ma mowy abym trafiła do piwnicy przykuta kajdankami. Kto normalny tak robi? Właśnie, normalny.
Na blacie w kuchni leżało jabłko, które po chwili chwyciłam. Wyjrzałam przez szklane drzwi na zewnątrz. Harry siedział z gitarą na małym tarasiku. Zaciekawiona wyszłam. Palce chłopaka wygrywały piękną melodię. Czego jeszcze o nim nie wiem?
-Wiesz, gdybyś mnie nie więził, uznałabym cię za dobrego gitarzystę, ale zrobiłeś to, więc jesteś beznadziejny.
Harry gwałtownie odwrócił się i obdarzył mnie uśmiechem. Cholera, cała się telepałam, na sobie miałam tylko za krótkie shorty ( wszystko sobie przemyślał, bo każda para jest za krótka) i za dużą koszulkę chłopaka. Zauważył to, dlatego położył mi na ramionach swoją bluzę. Strzepnęłam ją i weszłam do środka.
-Uznam to za komplement, skarbie.
Zawołał za mną i wszedł do pomieszczenia zamykając mi przed nosem drzwi, machając kluczem i wsadzając do kieszeni z głupim uśmieszkiem. Posiadanie nade mną kontroli dawało mu satysfakcję.
-Zrobiłem ci śniadanie, które tym razem masz zjeść w całości.
Postawił przede mną tacę pełną jedzenia jak wczoraj. Byłam za bardzo głodna żeby protestować. Harry uśmiechnął się.
-Czekam na ciebie w salonie. Obejrzymy coś.
Jak zwykle to nie była prośba. Nie zamierzam siedzieć obok niego i oglądać z nim telewizji. On jest chory psychicznie, ale po wczorajszym dniu, kiedy przedstawił mi 'konsekwencje' wybryków, miałam wątpliwości, czy mogę cokolwiek zaprotestować...
Zjadałam posiłek po czym ruszyłam w stronę chłopaka. Siedział wyciągnięty na sofie. Mój wzrok padł od razu na odsłoniętą klatkę piersiową Harry'ego. Był umięśniony i wytatuowany. Od zawsze uwielbiałam tatuaże, kochałam oglądać wzory i poznawać ich znaczenia. Uważam, że to dobry sposób na przedstawienie siebie bez mowy.
-Możesz dotknąć Vanesso.
Mężczyzna wyrwał mnie z zamyślenia, przypominając, że wciąż się gapię. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-Po prostu lubię tatuaże, nie przeceniaj się.
-Pode mną miałabyś lepszy dostęp.
-Jesteś obleśny.
-Tobie się podobam.
-Wmawiaj sobie.
Jeszcze nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś bardziej irytował mnie niż Ed. Widocznie był mój szczęśliwy dzień bo właśnie znalazłam.
Oglądaliśmy jakich film romantyczny, to ma być jakiś żart? Para filmowa non stop kleiła się do siebie całując i obmacując, czułam się niezręcznie oglądając to z nim. Harry obserwował mnie za każdym razem, kiedy na ekranie pojawiała się jakaś gorąca scena.
-Dobra ja spasuje.
Nie wytrzymałam kiedy atmosferę między nami można było złapać w wsadzić do kieszeni. Triumf na twarzy mężczyzny był nie do wytrzymania. Stanęłam usiłując się uspokoić. Wróciłam się do Harrego i z wyrzutem oznajmiłam mu wszystko.
-Dlaczego to wszystko?! Po co? Co masz zamiar ze mną zrobić, co? Zrób to teraz! Mam dość czekania na to co ma się wydarzyć, jasne?
Rysy jego twarzy zmieniły się. Wstał i podszedł do mnie, usiłował mnie jakoś uspokoić, ale nie dawałam za wygraną.
-Myślisz, że się nie boję?! Odkąd tutaj jestem śnią mi się koszmary! A obok mnie nie ma nikogo, aby powiedzieć mi, że to zły sen! Mam dość.
Łzy leciały mi po twarzy strumieniami. Cała złość ostatnich trzech dni kipiała ze mnie. Okładałam jego klatkę piersiową niczym worek treningowy.
-Dlaczego mi to zrobiłeś Harry? Czym sobie zasłużyłam?
Spytałam cicho, kiedy mocno złapał mnie za nadgarstki. Nie miałam siły protestować, kiedy uniósł mnie i usadził sobie na kolanach. Byłam taka zmęczona... Wolę zasnąć, i się nie budzić. Płakałam w tors Harrego. Ironia. To przez niego płakałam i to przez niego teraz czuję się bezpieczniej. Jego ramiona stały się moim chwilowym azylem.
-Van, proszę cię, już nie płacz. Przepraszam za to co robię, ale nie potrafię ci tego wytłumaczyć, musisz mnie na razie zrozumieć wszystko ci wyjaśnię w swoim czasie. Musisz wiedzieć, że nie mam zamiaru cię skrzywdzić, a wręcz odwrotnie. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz koszmary? Musisz się przyzwyczaić, że teraz to jest twój dom.
Już nie płakałam, cicho siedziałam sobie wtulona w mężczyznę. Nie obchodziło mnie już w tej chwili nic. Nie wiem co jest grane, ale zaczynam mieć wrażenie, że Harry coś przede mną ukrywa, lub kogoś... Położyłam dłoń na jego szyi a jego ręce wślizgnęły się pod moje kolana, tak że teraz głaskał moje uda, co przyprawiało mnie o gęsią skórkę i rumieńce. Delikatne muśnięcia jego palców uśpiły mnie w jego ramionach.
Harry's poof*
Van, zasnęła mi na kolanach. Głaskałem ją po włosach i nie mogłem wyzbyć się wyrzutów sumienia. Miała koszmary... prawdopodobnie przeze mnie a mnie przy niej nie było... Nie mogę jej teraz wszystkiego wyjaśnić.
Obiecałem sobie, że muszę jakoś umilić jej życie. Oczywiście muszę trzymać ją na dystans, co szczerze powiedziawszy strasznie mnie boli. Ona jest taką dziewczyną, której nie da się lekceważyć. Zaraża uśmiechem, jest seksowna i zawsze ma coś sensownego do powiedzenia. I dlatego muszę to robić. Gdybym pozwolił sobie na całkowite zaprzyjaźnienie z nią spełniłbym jej prośbę i z całą pewnością puściłbym ją wolno, a tego nie mogę zrobić. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał zamykać jej w piwnicy, na samą myśl robi mi się niedobrze...
Uniosłem dziewczynę w górę, jej klatka piersiowa bezwładnie przylegała do mojego ciała, a jej głowa spoczywała na moim ramieniu. Muszę jakoś załatwić sprawę z koszmarami. Wszedłem do pokoiku na poddaszu i ułożyłem Van lekko na łóżku. Zdjąłem z niej niewygodne dżinsowe shorty, zostawiając ją jedynie w mojej koszulce. Przygryzłem wargę, nigdy nie mogę oderwać od niej wzroku. Była niewinna i seksowna jednocześnie. Stanowiło idealne połączenie z jej niezwykłą inteligencją. Przykryłem jej ciało białą puchową kołdrą.
Przyniosłem materac do jej pokoju i rozłożyłem go obok okna. Pościeliłem sobie wystarczająco miękko. Tak właśnie zamierzam jej pomóc z koszmarami. Oczywiście wstaję zawsze grubo wcześniej od niej, więc będzie miała zapewnioną prywatność.
Vanessa's poof*
Dzisiejszą noc przespałam bardzo spokojnie, drzemałam idealnie twardym snem i to było mi potrzebne. Wyrwał mnie z niego ból w okolicach podbrzusza. O nie... Tylko nie to! Szybko stanęłam na równe nogi a moim oczom ukazał się duży materac z drugiej strony łóżka tuż obok okna. Czy to możliwe, że Harry tu spał?
Poszłam zająć się moim problemem do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, cały czas towarzyszył mi nieprzyjemny ból brzucha. Zawsze podczas mojej 'kobiecej sprawy' denerwujący ból nie odstępuje mnie na krok, a cały dzień chodzę jak struta. A teraz zastanawiam się jak to przekazać Jemu. Czuję, że to będzie strasznie niezręczne.. Chcę zapaść się pod ziemię w tej chwili.
Harry siedział w kuchni i przygotowywał dla mnie śniadanie. Jego włosy nadal były w nieładzie i lekki zarost pojawił się na jego twarzy. Z bólem stwierdziłam, że wygląda niesamowicie przystojnie!
-Spałeś w moim pokoju?
Spytałam z ciekawością próbując trochę odejść od tematu, który za chwilę muszę poruszyć.
-Tak.
-Dlaczego??
-Nigdy nie wiem, co zrobisz w nocy. Z twojego okna można uciec, a po za tym skarżyłaś się na koszmary, więc teraz będę blisko.
Tym pierwszym wkurzył mnie jak zwykle ale z drugiej strony, dziękowałam mu w duchu. Nienawidziłam być sama na piętrze...
-Um... po części... dzięki.
-Nie ma za co kochanie.
Przestałam go już upominać, aby skończył z pieszczotliwym nazywaniem mnie. To jak walka z wiatrakami...
-Harry... wiesz, yyy
Cholera! Krępuje mnie już sam jego wzrok.
-Jestem dziewczyną jasne?Wiesz co to znaczy, prawda?
Na twarzy Harry'ego nie było cienia zmieszania. Podszedł do mnie.
-Wiem co to znaczy słońce. I nie rozumiem dlaczego się rumienisz, ale robisz to pięknie. Wszystko czego teraz potrzebujesz jest w dolnej półce w łazience. Znajdziesz tam niebieską kosmetyczkę.
Zostawiłam roześmianego mężczyznę w kuchni i ruszyłam pędem do łazienki. Otworzyłam kosmetyczkę, która była wyposażona nawet w tabletki przeciwbólowe. Powinno mnie dziwić, skąd ma te wszystkie rzeczy, lub planował to porwanie od tygodni.
Ból zelżał pod wpływem proszków. Zjadłam śniadanie, które dostałam i teraz siedziałam na blacie w kuchni patrząc w ogromne okno. Pragnę wyjść na zewnątrz, czuję się jak w klatce. Prawdopodobnie są ostatnie dni ciepła w.. tam gdzie właśnie się znajdowałam.
-Harry, chcę wyjść na zewnątrz.
-Nie.
-Ale dlaczego?
Oburzyłam się, on nie ma prawa zabraniać mi wychodzenia chociażby na krok. Owszem. Miał prawo nie mieć do mnie zaufania, ale chyba przecież nie myślał, że będę grzecznie siedziała, nie próbując sztuczek.
- Po prostu, ci nie ufam.
- Proszę... chcę tylko wyjść. Chodź ze mną, Harry, proszę.
Nie wiem jak mogłam tak nisko upaść i błagać go o coś. Straciłam swoją godność przytulając go wczoraj, a dzisiaj pozbyłam się jej resztek. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się, wyglądał na zaskoczonego... tym, że chcę by poszedł ze mną?
-Ubierz się ciepło i wyjdziemy.
Posłałam mu delikatny uśmiech, chociaż wcale nie powinnam, ale przecież nie robił mi krzywdy, prawda? Pomyślałam, że mogę mu choć trochę odpuścić.
Wbiegłam na górę, założyłam czarne obcisłe rurki i gruby sweter, na to zarzuciłam brązową kurtkę, którą dał mi Harry. Czekał ubrany przy drzwiach. Założył mi kaptur na głowę, na co przerzuciłam oczami. Otworzył drzwi zamknięte na klucz.
Moją twarz oświetliły przyjemne promienie słoneczne a świeże powietrze, którego nie czułam od mojej rzekomej próby ucieczki wypełniał moje płuca, zadowalająco. Harry złapał mnie za rękę i skierował się w kierunku polnej dróżki.
-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
Szliśmy dłuższą chwilę, a ja zachwycałam się pięknym krajobrazem drzew i pól, dookoła nas. Jak bardzo kiedyś nie doceniałam, tego co mnie otaczało. Dopiero kiedy zostałam zamknięta w pomieszczeniu, zdołałam to zrozumieć.
Moim oczom ukazał się uroczy drewniany mostek, postawiony nad strumykiem. To mi nie wyglądało na Anglię, przypominało trochę irlandzkie przedmieścia, ale mogłam tylko gdybać. Harry wskazał miejsce obok siebie i posłusznie usiadłam obok niego.
-Pięknie, prawda?
Dźwięk płynącej wody w strumyku, pieścił nasze uszy.
-Yhm...-Zgodziłam się cicho. - Gdzie jesteśmy?
-Jesteśmy w Out Stuck. To wyspa, jak zauważyłaś. Skrajny punkt Anglii.
- Orzesz.. to przecież jakiś dzień jazdy od Londynu!
- Powiedzmy, że trafiliśmy tutaj nieco szybszym środkiem transportu.
Zauważyłam, że już nic więcej mi nie powie. Wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce, temperatura wyraźnie spadała.
-Wracamy, marzniesz.
Wstał i podał mi dłoń. Nie chwyciłam jej, jednak Harry i tak włożył ją w moją. Szliśmy w ciszy. Zrobiło się na prawdę zimno. Lekko drżałam, tak żeby nie zauważył, nie chciałam, aby już nigdy mnie nigdzie nie zabrał.
Siedzieliśmy w salonie, jedliśmy posiłek przygotowany przez niego. Dziwiło mnie trochę, że jako mężczyzna gotuje o wiele lepiej ode mnie.
-Dlaczego mi powiedziałeś?
-O czym?
-Gdzie jesteśmy.
- I tak nie masz telefonu, bo go zabrałem, nikogo tutaj nie ma, więc uznałem, że możesz wiedzieć.
-Wiesz, że cię nienawidzę?
Spytałam z przekąsem? Nie musiał zabierać mi mojej prywatnej rzeczy..
-Wiem.
Tylko tyle usłyszałam od niego. Wstał i zabrał się za zmywanie naczyń. Miałam mieszane uczucia co do niego. Niby nie robił mi nic złego, ale jednak mnie tutaj trzyma. Nie mam prywatności, ale.. opiekuje się mną, to on śpi na kanapie, kiedy ja zajęłam łóżko, teraz przeniósł się, kiedy powiedziałam, że mam koszmary. Sama nie wiem co mam myśleć. Może nie powinnam być tak oschła? W twarzy Harry'ego widoczny był smutek i złość. Nie wiem już co robić.
Mężczyzna przyniósł mi kubek gorącej czekolady i odwrócił się na pięcie.
-Dokąd idziesz?
-Wiesz, kiedy ja kogoś nienawidzę, nie jestem zbyt zadowolony, kiedy muszę przebywać z nim w jednym pokoju.
Trochę zabolało, dlaczego do cholery mam wyrzuty sumienia?
-Nie, Harry czekaj, nie to miałam na myśli.
Jego wyraz twarzy był teraz łagodny, ale i smutny. Uśmiechał się delikatnie.
-Nie Van, właśnie to miałaś na myśli. Pij bo będzie zimne, mała. Będę na górze.
-Nie! Niczego nie wypiję, póki nie zostaniesz.
Harry zawahał się przez chwilę i usiadł obok mnie.Upił łyk z mojego kubka i włożył go w moje dłonie.
-Pij! Podobno wspomaga odporność.
Roześmiałam się na jego słowa. Szturchnęłam go lekko w ramię.
-Nie nienawidzę cię... Nie to, że cię lubię- dodałam szybko, na co zachichotał - ale też nie nienawidzę, ok?
Obdarzył mnie uśmiechem i lekko nachylił się aby pocałować mój policzek.Jego ciepłe wargi pieściły moją skórę dłużej, niż powinny. Jak dobrze, że w pokoju panował półmrok, nie zobaczył moich delikatnych rumieńców. Ze względu na moją ciemną karnację, rzadko kiedy było je widać, ale mimo wszystko się ich wstydziłam.
-Bez takich gestów!
Harry objął mnie ramieniem.
-Takie mogą być?
-Nie przesadzaj.
Zaśmiałam się po czym namoczyłam swoje wargi w ciepłym płynie.
Autorka: Nie wiem, czy ktokolwiek, to czyta, ale piszę dla siebie. Enjoy CPR 3! <3
poniedziałek, 27 stycznia 2014
CHAPTER TWO
Obudziłam się w jasnym pokoju, lub tylko tak mi się
wydawało, moja głowa bolała niemiłosiernie a każde światło docierające do moich
oczu było jakbym patrzyła prosto w rozżarzone słońce latem. Nie mogłam poruszyć
nogami i czułam, że jak czegoś nie wypije nie będę mogła wypowiedzieć słowa już
nigdy.
Do mojej świadomości zaczęły napływać wspomnienia z wczoraj(?
)Nie jestem pewna ile tutaj spędziłam, jak długo spałam nieprzytomna. Moje oczy
zaszkliły się łzami, kiedy przypomniałam sobie co takiego zrobił Harry. To była
moja wina, jaką trzeba być idiotką, żeby zaufać obcemu mężczyźnie?! A teraz mam
za swoje. Koleś naćpał mnie i prawdopodobnie uwięził w swoim mieszkaniu.
Czułam, że nie dam rady dalej stać na nogach i usiadłam na
niewielkim parapecie, ocierając wzbierające się łzy. Muszę znaleźć jakąś drogę
ucieczki. To jedyne o czym teraz myślałam. No i może jeszcze czy Harry zrobi mi
krzywdę?
-Gdzie ja jestem?! Nie podchodź bliżej!
Krzyknęłam, kiedy zaczął podchodzić w moją stronę.
-Jesteś w domu, słońce. Proszę, zjedz to. Nie jadłaś nic
przez dwanaście godzin.
-Nie nazywaj mnie tak! Myślisz, że po tym co zrobiłeś, będę
jadła coś od ciebie? Zapomnij.
Harry odłożył tacę z jedzeniem i podszedł do
okna. Wstałam gwałtownie, chciałam dojść do drzwi, aby jakoś się wymsknąć, ale
oczywiście straciłam panowanie nad moim naćpanym ciałem. Karciłam się w duchu
za to że byłam aż tak nieodporna. Nigdy w życiu nie brałam narkotyków. W
ostatniej chwili chłopak złapał mnie w talii i posadził na łóżku.
-Powiedziałam nie dotykaj mnie!
-Wolałabyś teraz leżeć na podłodze?
-Uwierz, że tak.
-Jesteś bardziej wykończona niż myślałem. Masz to zjeść.
-Niczego nie muszę.
Nie zwróciłam uwagi, że cały czas miałam na sobie tę
sukienkę, która teraz była mocno podwinięta. To by wyjaśniało, dlaczego
mężczyzna nie odwraca ode mnie wzroku. Czułam się osaczona.
-Tak, musisz. I masz to zjeść. Siadaj, z własnej woli, jeśli
nie, mam inne sposoby, żeby cię przekonać.
-Nie masz prawa mną rządzić i wypuść mnie.
-Wypuszczę cię, ale i tak nie będziesz wiedziała, w którą
stronę pójść. Podpowiem ci, że nie jest to już południowa Anglia.
Jego uśmieszek rozpalał mnie od środka. Czułam, że zaraz
eksploduję, od nadmiaru emocji. Miałam ochotę wepchnąć mu ten talerz w gardło.
-Pewnie masz ochotę się przebrać, przez co ubolewam, ale
masz tutaj coś wygodnego.
Podał mi stertę damskich ubrań. Normalnie zastanawiałabym
się skąd je ma, ale teraz gniew zagłuszał wszystko.
-Skąd mam wiedzieć, że nie otrułeś tego jedzenia tak jak
zrobiłeś to wczoraj, co? Jesteś nienormalny! Masz mnie wypuścić!
Usiadł obok mnie i postawił jedzenie na łóżku. Odsunęłam się
od niego na co jego mięśnie się spięły.
-Jak już zjesz czekam na ciebie na dole. Po lewej stronie są
schody. Przygotuję ci łazienkę. Jeśli nie będzie cię za piętnaście minut,
przyniosę cię osobiście, rozbiorę i wsadzę pod prysznic, jasne?
Łzy leciały mi strumieniami, kiedy Harry zamknął za sobą
drzwi. Jak tak można? Czułam się fatalnie. Jak zdominowana dziwka, która sama
dała się w to wciągnąć. Położyłam talerz na swoich kolanach i zaczęłam grzebać
widelcem w jajecznicy, którą dostałam. Byłam cholernie głodna, ale nie dałam mu
tej satysfakcji i zjadłam zaledwie połowę.
Postanowiłam zejść na dół, przestraszona groźbą Harrego.
Myśl, że zmusza mnie do czegoś jest dla mnie nie do zniesienia. Zawsze byłam
dość niezależna, dlatego tak bardzo denerwowało mnie to, że ktoś mówi mi co mam
robić. Jeszcze dzisiaj się stąd wydostanę. Obiecuję to sobie.
Kiedy mężczyzna ujrzał mnie na schodach podszedł bliżej.
-Grzeczna dziewczynka. Chodź.
-Zamknij się, proszę cię.
Miałam dość. Chciało mi się płakać.
-Spokojnie Van. Wszystko tutaj przygotowałem. Możesz zamknąć
drzwi na klucz.
-Mogę?! Jeśli,
jakimś cudem znajdziesz się w tym pomieszczeniu, kiedy będę brać prysznic,
przysięgam, że zrobię ci krzywdę!
-Spokojnie Vanesso. Nie denerwuj się. Może gdy rzeczywiście
mogłabyś mi coś zrobić przestraszyłbym się, ale nie robisz na mnie wrażenia
swoją siłą, słońce.
Ugggggh! Myślę, że dzisiaj kogoś uduszę i tą osobą będzie
Harry.
-Cóż może ciebie nie, ale zawsze mogę zrobić coś sobie.
Wyraz jego twarzy zmienił się na wściekły, kiedy zamknęłam
mu drzwi przed twarzą. Nie dam mu mieć nade mną kontroli.
Zdjęłam w końcu tą obcisłą, nieszczęsną sukienkę. Zdjęłam
bieliznę i weszłam pod gorącą wodę. Strumień zmywał ze mnie wszystkie
doświadczenia z ostatnich dwudziestu
czterech godzin, chwilowa ulga opanowała mój umysł i ciało. Mimowolnie z moich
oczu spływały łzy, mieszające się z wodą.
Świeża i wykąpana czułam się o wiele lepiej. Przez zjedzony
posiłek odzyskałam siłę. Teraz muszę obmyślić plan. Harry wszedł do łazienki,
wziąć prysznic, więc mam wielką szansę. Znalazłam drzwi wejściowe i pociągnęłam
za klamkę, wiedziałam, że nie pójdzie mi tak łatwo i drzwi będą zamknięte, więc
mój cel to znaleźć klucze. Drżącymi rękoma przeszukiwałam szafki w całym,
korytarzu. Srebrne klucze mrugnęły mi przed oczami. Zaśmiałam się kiedy zdałam
sobie sprawę, jak bardzo Harry nie przyłożył się do ich schowania. Spanikowana
otworzyłam drzwi. Usłyszałam dźwięk zakręcanej wody. Kurwa. Po mnie.
Puściłam się biegiem przez puste ulice tego czegoś. Nie mam
zielonego pojęcia gdzie się znajduję a w pobliżu nie ma żywej duszy. Nie dbałam
o to, biegłam ile sił w nogach. Obejrzałam się za siebie i serce przyspieszyło
gwałtownie. Chłopak znajdował się kilkadziesiąt metrów ode mnie. Szybko
skręciłam w boczną dróżkę, chcąc go zgubić. Schowałam się w jakimś starym
pomieszczeniu, którego uznałam za magazyn. Nigdy w życiu się tak nie bałam,
cholera. Stąd nie było już ucieczki.
Harry zbliżał się powoli, a moje oczy znowu były wilgotne, ale nie pokażę
mu, jak jestem słaba.
Przełknęłam głośno ślinę na myśl tych konsekwencji, które mnie czekają.
-Nie masz prawa, dawać mi kar, trzymać mnie u siebie w domu
ani mieć nade mną kontroli, więc odwal się!
-Van, ostrzegam cię. Uspokój się i chodź z powrotem. Idziesz
z własnej woli albo cię zaniosę.
Ruszyłam przodem, ujrzałam ten okropny uśmieszek satysfakcji
na jego twarzy. Podjęłam kolejną próbę ucieczki ale chłopak szybo złapał mnie w
talii.
-Widzę, że nic nie wyjdzie z własnowolnego udania się do domu.
Szybkim ruchem uniósł mnie w górę, tak jak wczoraj wynosił
mnie z klubu.
-Odstaw mnie na ziemię! Teraz!
-Udowodniłaś, że nie mogę ci ufać, więc zapomnij.
Byłam, już tym wszystkim zmęczona, czekałam tylko aż
wejdziemy do domu.
Harry posadził mnie na blacie w kuchni i stanął przede mną
bardzo blisko. Usiłowałam go odsunąć ale dałam sobie spokój po dwusetnej
próbie.
-Powiedzmy, że zapomnimy o konsekwencjach tego co zrobiłaś,
gdyż nie uprzedziłem cię o nich. Okey? Musisz tylko obiecać, że już nie nigdy
nie spróbujesz uciekać, jasne?
Zastanowiłam się chwilę. Tak bardzo nie chciałam dać się
zdominować, nienawidziłam tego, może przez to, że mój brat Ed zawsze namawiał
mnie do czegoś i zawsze musiałam to robić, ponieważ mama mówiła że jest
starszy i mądrzejszy.
-Jaki rodzaj konsekwencji masz na myśli?
Uśmiech zagościł na jego twarzy a mnie otulił jego ciepły
oddech. Nagle odsunął się i wyjął z jednej z szafek pudełko. Stanął przede mną
i otworzył je na moich oczach. Moje oczy rozchyliły się do rozmiarów
pięciozłotówek. Nie… to, to nie są przecież.. To były kajdanki. Harry machał mi
kluczykiem przed twarzą.
-Wiesz, mam taką małą spiżarnie na samym dole tego domku.
Jest ciemno, zimno i brudno.
Zachłysnęłam się powietrzem, łzy, znowu. Chyba przez pobyt
tutaj wyczerpię ich zapas.
-Z.. zrobiłbyś to?
Spytałam obserwując jego twarz ,przez chwilę patrzyłam na
tego miłego chłopaka z wczoraj.
-To nie mój pomysł i nie podzielam słuszności, ale to jedyny
sposób, na nauczkę.
-Jest ktoś jeszcze?
-Zgadzasz się czy nie?
Celowo zignorował moje pytanie. Moje myśli krążyły jak
oszalałe. Czy to możliwe, że Harry nie jest jedyny? Że porwał mnie jakiś gang?
Przed oczami stanęła mi zimna piwnica, ciemność i te kajdanki.
-Zgadzam się.
Jego uśmiech wypełnił pomieszczenie.
-Chodź do sypialni na pewno jesteś zmęczona.
Zdjął mnie z blatu i postawił na ziemie.
-Trafię do tego pokoju, Harry.
-Mam nadzieję, że nie spróbujesz uciekać?
-Przecież obiecałam.
Wiedziałam, że kłamię. Musiałam uciec za wszelką cenę, może
uda mi się znaleźć jakiegoś przechodnia, poprosić o telefon i zadzwonić na
policję. Zmęczona przykryłam się miękką kołdrą i od razu zasnęłam. Przez całą
noc śnił mi się tylko jeden sen. Harry i Ed w jednym pomieszczeniu, ostro nad
czymś dyskutujący.
Autorka: Taki tam rozdział 2! Harry! Ty brutalu! Będę pisać często. Ferie <3
niedziela, 26 stycznia 2014
CHAPTER ONE
Mój braciszek, zawsze
miał nieudolnych przyjaciół, ale te plastikowe marionetki, nie widzące świata
przez swoje sztuczne rzęsy, to była już przesada. I jeszcze miałam iść z nimi
na imprezę. Nienawidzę imprez typowych nastolatków! Seks, alkohol, narkotyki,
gwałty, pary obmacujące się po kontach w łazienkach, które przy okazji
wyglądają jak chlewy.
Moi rodzice,
wyjechali na miesiąc do Szkocji, załatwić jakieś sprawy finansowe, o których
nie miałam zielonego pojęcia i to nawet lepiej. Uważali, że mogą zostawić nas
samych, w końcu oboje byliśmy dorośli. Tyle że ‘dorosłość’ jest pojęciem
względnym. Dorosłość mojego brata, to tylko i wyłącznie wiek. Rodzice naprawdę
nie wiedzieli co będzie się działo w domu podczas ich nieobecności. Męska ‘piżama
party’ przy meczu, piwie i pizzy, dlatego mój kochany brat- Ed, postanowił
wykopać mnie z domu.
-Van, przyjdą moje
przyjaciółki, zabiorą cię na imprezę do klubu na całą noc! Nie musisz
dziękować, siostra.
Jak zwykle nieziemsko wkurzający. Do cholery, mieszkamy ze
sobą całe życie a on w ogóle mnie nie zna.
-Nigdzie nie idę z
twoimi przyjaciółmi, a po za tym. Dobrze wiesz, że nienawidzę imprez i na nie
nie chodzę!
-Wiem! Bo jesteś
cholerną nudziarą! Zamiast wychodzić czytasz i się uczysz. Największą twoją rozrywką jest telewizja i laptop! Rusz tyłek Vanessa!
Kipiałam ze złości. Miałam ochotę rozwalić te jego śliczną
buźkę. Chyba najbardziej bolało to,że miał pieprzoną rację, ale co poradzę,
taka już jestem. Nie mogę zmienić
osobowości i robić coś wbrew sobie! Nie jestem taka!
-Wcale nie! Umiem się
bawić. Powiedz tym lafiryndom, że mają być po 20!
Wiem,że szłam mu teraz totalnie na rękę, ale nie obchodziło
mnie to. Może naprawdę potrzebuję jakiejś rozrywki. I takim oto sposobem ,
jestem w teraz w aucie w najkrótszej sukience jaką miałam na sobie
kiedykolwiek. Przyjaciółki Eda i tak stwierdziły, że jest długawa. Bez przesady
ledwo zasłaniała mi tyłek! Głęboki dekolt non stop mnie uwierał a wysokie
obcasy już robiły mi odciski. Na szczęście moje długie, czarne włosy, które
rozpuściłam zasłaniały część odsłoniętych piersi. Nienawidziłam wyglądać jak
dziwka. Obok mnie te tapeciary. Obie blondynki (nie to, że obrażam dziewczyny o
blond włosach, tak się składa, że mam przyjaciółkę blondynkę i jest najbardziej
inteligentną osobą w szkole) ale samo to dawało do myślenia. Ich włosy były
suche i zniszczone od ciągłego prostowania, a ich podkład równie dobrze mógł
być nutellą. Chociaż stwierdziłam, że obie są bardzo ładnymi kobietami, ale jak
na swój wiek powinny ubierać się bardziej z klasą.
Miranda (jedna z dziewczyn) pociągnęła mnie do środka, kiedy
ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem. Do tego klubu nie można było wchodzić kiedy
nie miało się dwudziestu jeden lat, ale na szczęśćie starsze koleżanki, wysokie
obcasy i krótka sukienka dodały mi lat
i ostatecznie siedziałam teraz przy
barze, obserwując to wszystko.
Wystrój tego miejsca niczym nie różnił się od innych klubów.
Na środku tańczyli napaleni faceci obserwując swoje zdobycze. Dookoła parkietu
przy stolikach siedzieli ‘ci’ zalani, z zapełnionymi przez alkohol stolikami, a
na górnym podeście było miejsce dla DJ’a.
Tak, jak myślałam Miranda i Jessica zostawiły mnie zaraz po
tym jak przekroczyłyśmy próg tego głośnego i zapoconego miejsca. Powoli miałam
tego dość. Sukienka cały czas podnosiła
mi się do góry co zmuszało mnie do ciągłego ściągania jej w dół, buty uwierały
moje stopy a w dekolt wbijała mi się mocno obcisła sukienka. Pragnę teraz
luźnej koszulki Eda i wygodnych shortów
.
Poczułam dłoń na swoim ramieniu. Obejrzałam się do tyłu i
ujrzałam mężczyznę, na oko z piętnaście centymetrów wyższego ode mnie. Miał
nieokiełznane brązowe loki, postawione na żelu. Widać,że włożył dużo starań w
to żeby ułożyć je do góry, co uznałam za urocze. Serio Vanessa? Serio? Urocze?
Pełne malonowe usta były co
chwila przez niego przygryzane na co robiło mi się gorąco i zdecydowanie
najbardziej przyciągającym obiektem w jego twarzy były szmaragdowe oczy, w
których błyszczało coś czego nie potrafiłam odczytać. Przysiadł się na dużym
krześle obok mnie, gdzie najpierw przysunął je nieco bliżej. Oblizał wargę i
zlustrował moje ciało z góry do dołu. Chciał zrobić to dyskretnie jednak nie
udało mu się tego zrealizować.
-Który z ochroniarzy cię tutaj wpuścił?
Zapytał unosząc jedną brew ku górze.
-Dlaczego pytasz?
-Wybacz, ale nie
wyglądasz mi na starszą ode mnie. Jesteś grubo młodsza i wyglądasz na znudzoną
i lekko zagubioną.
-Chyba nie pójdziesz i mnie nie wydasz?
Uśmiechnął się co spowodowało pojawienie się dołeczków w
policzkach. Doprawdy nie wiedziałam do
czego pił ten mężczyzna.
-Jasne, że nie, ale z racji tego, że jesteś bardzo młoda
czuję się zaobowiązany się tobą zaopiekować.
-Nie potrzebuję niańki.
Mruknęłam.
-Jesteś tu sama.
-Widzisz te dwie blondynki całujące się z jednym facetem?
Powiedziałam to z pogardą i szokiem na twarzy kiedy je
ujrzałam.
-Dlaczego do nich nie dołączysz?
Spytał z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.
-Czy wyglądam jakbym miała na to ochotę?
-Na całowanie obcego mężczyzny?
Spojrzał na mnie jakbym miała odebrać jego wypowiedź dwuznacznie i zrozumiałam. Lekko
się zarumieniłam na co oblizał wargi.
-Tak. Nie znam tych dziewczyn, kazały mi to założyć i
właściwie to zostałam zaciągnięta tu siłą i wolałabym już wyjść, sukienka mnie
wkurza, buty są na mnie za małe i mam
ochotę zwymiotować kiedy przypomnę sobie propozycje, którą dostałam od jakiegoś
faceta przed twoim przybyciem.
Naprawdę, jakim trzeba być człowiekiem, żeby złapać
dziewczynę za biodra i spytać czy nie zrobię mu.. tego czegoś, co nawet nie mogę
przepuścić przez myśl. Oczy mężczyzny przede mną pociemniały, nie wiem z
jakiego powodu. Domyślam się,że na to co powiedziałam.
-Nie powinnaś tutaj być.
-Jestem dorosła.
-Ale bezbronna.
Powiedział twardo na co się zamknęłam. Nie mam pojęcia o co
mu chodzi!
-Jestem Harry.
Przedstawił się mi teraz już
z uśmiechem. Rozdwojenie jaźni. Pomyślałam tylko i ujęłam jego dłoń, która
czekała na uścisk.
-Vanessa. I do twojej wiadomości mam osiemnaście lat a ty
nie wyglądasz mi na dużo starszego.
Zaśmiał się na moją zirytowaną minę, i popatrzył na mnie
przepraszająco.
-Spokojnie, nie chciałem cię w żaden sposób denerwować.
Między nami jest jedynie dwa lata różnicy, ale spójrz na mnie i na ciebie. Masz
ledwie metr sześćdziesiąt pięć, ktoś mógłby tutaj zrobić ci krzywdę. Dlatego
chcę pokazać ci miejsce dużo lepsze niż to. Po prostu chodź ze mną na górę.
Sama nie wiem dlaczego ruszyłam na piętro za obcym
mężczyzną. Nie wydawało mi się,że chce mi zrobić coś złego. Sam powiedział,
żebym tu uważała, więc uznałam jego intencje za zupełnie czyste. Harry podszedł
do schodów. Dodał mi otuchy spojrzeniem i ujął moją dłoń w swoją, którą od razu
wyjęłam, rozbawiając go tym.
Szliśmy długim korytarzem, aż do ostatnich drzwi. Chłopak
otworzył przede je mną a moim oczom ukazał się klub. Ale nie taki jak na
dole. Tutaj wszystko się różniło. Prawie wszyscy tańczyli, nie tak obleśnie jak
tamci. Tutaj grała porządna muzyka z lat od dwudziestych do siedemdziesiątych
co o wiele bardziej mi odpowiadało, dosłownie dwa stoliki zajęte były przez
osoby, które piły najdroższe firmowe wino i whiskey. Wszystko wyglądało tak
jakbyśmy nagle przenieśli się w czasie. Było bajecznie!
-Ale.. ale jak?!
Wydukałam zaskoczona, że nigdy nie wiedziałam o tym miejscu.
Czułam oddech Harry’ego na odkrytym ramieniu. Stał tuż za mną.
-Nieziemsko prawda?
Szepnął mi do ucha na co dostałam gęsiej skórki. Odwrócił
mnie lekko do siebie. Uśmiechnęłam się promiennie.
-Nieziemsko.
Odpowiedziałam z uśmiechem na co chłopak najwyraźniej się
ucieszył. Zaprowadził mnie do stolika.
-Chcesz wino, albo coś do picia?
-Tylko Colę.
-Pójdę po nią, a ty nie ruszaj się stąd.
Obserwowałam całe wnętrze. Ludzie pasowali tutaj nawet
fryzurami i strojami. Poczułam, że wcale tutaj nie pasuję, ale oni zdawali się
tego nie zauważać, zewsząd otaczały mnie tańczące pary obdarzające mnie
uśmiechami a co niektórzy zapraszali na parkiet. Muszę tutaj kiedyś wrócić.
Zobaczyłam Harrego niosącego napoje. Postawił je obok mnie
ale nie pozwolił mi nawet dotknąć szklanki.
-To później. Chodź na parkiet Van!
Pociągnął mnie z uśmiechem za rękę. Tańczyliśmy chyba pół
nocy. To było tak cudowne! Ten klimat, stara nastrojowa muzyka i pozytywni
ludzie. Śmiałam się cały ten czas aż rozbolały mnie policzki.Zapomniałam, o tym,że jutro muszę wrócić do domu,zająć się sprzątaniem po imprezie brata, liczyło się tylko tu i teraz i muzyka w moich uszach dająca nieprawdopodobną rozkosz.Moje buty, które
Harry zdjął leżały teraz pod stolikiem.
Obiecałam sobie,że po powrocie do domu je wyrzucę. Kiedy chłopak zauważył, że
opadam już z sił pociągnął mnie przez tłum do stolika.
Nagle poczułam się
strasznie spragniona. Chwyciłam za kufel coli stojącej przede mną i jednym
machem wypiłam pół zawartości. Harry wpatrywał się we mnie jakby zaraz coś
miało się stać. Roześmiałam się.
-Co?
-Wyglądasz, pięknie kiedy jesteś tak szczęśliwa.
Na pewno się zarumieniłam, ale pokiwałam tylko głową. Nagle
poczułam, że jestem totalnie zmęczona. Moja głowa niebezpiecznie zrobiła się
niesamowicie ciężka, a powieki ciągnęły w dół niczym ciężarki. Wyraz twarzy
Harrego zmienił się. Podszedł do mnie i usiadł. Straciłam panowanie nad swoimi
kończynami. Czułam ze zasypiam. Co do cholery!?
-Harry… muszę się… napić.
Opadłam w ramiona chłopaka, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
-Już prawie Vanesso.
O czym on gadał? Nie miałam siły by myśleć, czułam rękę
Harrego z tyłu moich kolan a drugą w talii, uniósł mnie do góry i ruszył w
stronę wyjścia. Nie miałam siły się wyrwać, poddałam się jego działaniom, ale
chyba o to właśnie chodziło. Następne co pamiętam, to uderzenie świeżego
powietrza i ciemność.
Autor: Mamy rozdział pierwszy! Wiem,że akcja poleciała bardzo szybko, ale teraz wszystko się spowolni. A zapowiadało się tak pięknie, prawda? Niegrzeczny Harry to najlepszy Harry. Ale czy na pewno to on ma złe intencje, hmm?
Długo zastanawiałam się nad założeniem, ale mam plan :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)