-Vanessa! Zejdź na śniadanie!
Spało mi się dzisiaj wyśmienicie, może dlatego, że byłam zmęczona po całym dniu na plaży... Byłam pewna, że dzisiaj obudzę się z czerwonymi szramami od kajdanek i w zimnej piwnicy. Nie wiem, czy to nie byłoby lepsze od tego, do czego jestem zaobowiązana teraz... Mam nadzieję, że Harry mówiąc wszystko, nie miał na myśli dosłownie wszystkiego. Kogo ja oszukuję.
Zwlokłam się z wygodnego łóżka, rozczesałam moje włosy, które były w totalnym nieładzie, odkąd się tutaj znalazłam. Mają straszliwą tendencję do kręcenia się a w tym domu nie było żadnej prostownicy, ani choćby lokówki. Więc, moja głowa przypomina jedno wielkie ptasie gniazdo.
-Idę! Drzesz się!
Mężczyzna przywitał się ze mną, dając mi całusa w policzek na co nie mogłam zaprotestować od naszej wczorajszej 'umowy' czochrając przy tym i tak już rozczochrane włosy. Wzięłam od niego talerz i usiadłam przy stole. Harry usiadł naprzeciwko mnie i przeszywał mnie wzrokiem, aż do momentu w którym poczułam się niezręcznie.
-Co?
Zapytałam zirytowana. Nienawidzę kiedy ktoś patrzy, jak jem. Harry zachichotał pod nosem i nadal wpatrywał się we mnie jakby z... rozmarzeniem? Pewnie nabijał się z mojego porannego wyglądu.
-Wiem, że nie mam na sobie makijażu, moje włosy wyglądają jak po spotkaniu z gniazdkiem elektrycznym, ale nie musisz się gapić i mnie onieśmielać.
Twarz Harry'ego zmieniła się natychmiastowo jakbym mówiła jakieś przekleństwa. Zdziwiłam się i uniosłam na niego pytające spojrzenie.
-Twoje włosy wyglądają idealnie, a makijaż zasłoniłby to co w tobie najpiękniejsze.
Tymi słowami odszedł od stołu zostawiając mnie oniemiałą. Ten mężczyzna ostatnio mnie niesamowicie zaskakiwał.
Zjadłam moje śniadanie ze smakiem, gdyż było pyszne, do czego nigdy nie mogłam się przyznać przed samą samą, ale Harry był doskonałym kucharzem...
Stanęłam przed szafą, którą wyposażył mi Styles. Wybrałam jakieś rurki i ciepły sweter, choć i tak spędzę cały dzień w domu... po moim wybryku, Harry nie puści mnie samej do następnego pokoju. Na samą myśl, łzy zbierały mi się w oczach. Ile to już dni? Ponad tydzień, tak myślę.
Wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki w pokoju mężczyzny, do którego mogłam dziwnym trafem wchodzić kiedy tylko mi się podoba. Musiałam przyznać, że ma dobry gust co do książek. Czy jest coś, w czym ten człowiek nie jest dobry? Tak, w podrywaniu dziewczyn. Kto normalny porywa dziewczynę na drugi koniec kraju?
Ostatnio zaobserwowałam, że nie mogę się zgodzić, że jest zły w przyciąganiu uwagi przez płeć przeciwną. Sposób w jaki działał na mnie kiedy specjalnie znajdował się zbyt blisko, przyprawiał mnie o dreszcze i przyspieszone bicie serca. Jego malinowe usta aż prosiły aby się w nie wpić. Urocze dołeczki pojawiające się za każdym razem, gdy się uśmiechał, które miałam ochotę całować bez końca. Uggggh! Czy ja naprawdę o tym pomyślałam?! Że pociąga mnie osoba, która mnie przetrzymuje? Jestem dziwna. Zdecydowanie odbiegam od normy.
Czytałam tę książkę już bardzo długo sądząc po tym gdzie znajdowało się słońce. Nie miałam nic innego do roboty, więc postanowiłam czytać dalej, aż zasnę w tym fotelu, obudzę się rano i znów będę czytać i tak w kółko.. w końcu co mogę robić?
Literki rozmazywały mi się przed oczami, jednak nadal uporczywie usiłowałam czytać, kiedy poczułam loki Harry'ego łaskoczące mój policzek. Znów znalazł się tak blisko, czułam jego ciepły oddech na moim uchu.
Jego dłoń zamknęła książkę, w moich rękach. Stanął na przeciwko mnie.
-Idziesz ze mną?
Perspektywa pójścia gdzieś, od razu mnie ożywiła.
-Gdzie?
-Pójdziemy na zewnątrz. Ubierz się ciepło. Ja czekam przy drzwiach.
Ucałował mój policzek, na co oczywiście nie zaprotestowałam. Nie ukrywam, że usta chłopaka, na mojej skórze nie sprawiają mi przyjemności.. Powinnam się leczyć.
Zbiegłam na dół i ubrałam buty. Harry zarzucił mi kaptur na głowę, o czym zawsze zapominałam, a on nieustannie mi o tym przypominał. Doprawdy nie wiem dlaczego tak zależy mu na moim zdrowiu. Znamy się zaledwie tydzień, jeśli się nie mylę.
-Teraz powiesz, dokąd idziemy?
Spytałam, kiedy Harry złapał moją dłoń. Moje ciało jak zwykle w takich chwilach przeszła magnetyczna iskra.
-Teraz właśnie ci nie powiem.
Chłopak momentalnie się zatrzymał i przyciągnął mnie dłońmi w talii. Odwrócił mnie tyłem do siebie i zdjął kaptur z głowy. Poczułam na twarzy materiał. Dłonie Harry'ego delikatnie odgarnęły moje włosy, tak, że na szyi pojawiła mi się gęsia skórka. Nienawidziłam, jak działał na mnie tak prostymi gestami. Zawiązał moje oczy i teraz cały czas trzymał mnie w talii. Najpierw szliśmy prostą drogą, potem Harry co chwila podnosił mnie delikatnie, omijając coś, co przeszkadzało.
-Jesteś dziwny.
Zaśmiałam się kiedy jego dłonie powędrowały do mojej twarzy aby odwiązać wstążkę. Moim oczom ukazała się stadnina. Nie wierzyłam własnym oczom! Po polu biegały dwa piękne konie. Jeden był większy od drugiego. Byłam zachwycona! Zawsze chciałam się nauczyć jeździć, jednak rodzice tłumaczyli swój brak czasu dla mnie tym, że konie to niebezpieczne zwierzęta. Pragnęłam teraz rzucić się na chłopaka, intensywnie mnie obserwującego, co byłoby mocno niestosowne. Ale byłam mu tak wdzięczna za co! Myślałam, że nie pozwoli mi nawet wychylić się z pokoju. Czułam się skołowana, ale moja sympatia do Harry'ego rosła.
-Podoba ci się? Chcesz pojeździć?
Harry's poof
Bałem się, że po prostu powie, że chce wracać, do domu, czego oczywiście nie mogła zrobić po naszej wczorajszej umowie, ale i tak zabrałbym ją kiedy by o to prosiła. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale w ogóle nie jestem na nią zły za to wczorajsze. Teraz jedynie byłem ciekaw czy jej się podoba. Chciałem w jakis sposób wynagrodzić jej ciągłe siedzenie w domu i nic nie robienie.
Dziewczyna odwróciła się do mnie, jej oczy przepełnione były radością, na co odetchnąłem z ulgą.
-Jest idealnie! Dziękuję, serio, nie spodziewałam się. I Harry, wcale nie powinnam tego robić z racji tego co ty robisz mnie, ale... przepraszam za wczoraj. Nie chciałam uciekać...
Uciszyłem ją gestem dłoni i podszedłem do niej zmniejszając odległość między nami do minimalnej. Chwyciłem jej zaplątany kosmyk w palce.
-Za nic mnie nie przepraszaj. Masz prawo być zła za to co ci robię.
Przeszywała mnie wzrokiem, jej wielkie oczy patrzyły teraz na mnie z uczuciem, którego nie mogłem odgadnąć.
-Chodź, zabieram cię na wycieczkę po lesie konno.
Zawołałem szczerząc się jak głupi. Szybko wziąłem oszołomioną Vanessę na ręce i wsadziłem na mniejszego konia. Pozapinałem wszystkie zabezpieczenia i dosiadłem drugiego. Złapałem dziewczynę za rękę aby czuła się pewnie i ruszyliśmy w stronę leśnej dróżki.
Przez całą drogę rozśmieszałem Van, na co wybuchała gromkim śmiechem. Miałem wrażenie, że otworzyła się przede mną zupełnie. Opowiadała historie wzięte ze swojego życia, dzieciństwa. Ten widok, szczęśliwej Vanessy, powodował jakieś ciepło w sercu. Nigdy jej takiej nie widziałem.
Zdałem sobie sprawę, że tej dziewczynie potrzeba tylko chwila uwagi. Widocznie nikt tego wcześniej nie robił... Zauważyłem kilka razy, jej zdziwienie kiedy pytałem co lubi, co ją fascynuje. Obserwowałem ją dłuższą chwilę, co ją o oczywiście zirytowało. Była urocza, kiedy frustracja pojawiała się na jej twarzy.
-Co znowu?
-Nic, po prostu lubię kiedy się uśmiechasz.
Odpowiedziałem szczerze, na co dziewczyna spuściła głowę i zachichotała.
Vanessa
Po godzinnej jeździe, Harry zatrzymał konie i zarządził piknik. To dobrze, bo byłam wykończona i głodna. Położyłam się na mostku obok siedzącego chłopaka i rozpięłam kurtkę. Harry przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu i oblizał wargę. Byłam zbyt zmęczona, aby jakkolwiek na to zareagować.
-Jestem wykończona, ale przyznaję, że jazda na koniu przez las jest cudowna.
Chłopak z uśmiechem podał mi kanapkę i zapiął zamek mojej kurtki zatrzymując dłonie na moim brzuchu kilka sekund za długo, co sprawiło mi cholerną przyjemność. Zjadłam szybko to co podał mi Harry i zamknęłam oczy rozkoszując się świeżym, leśnym powietrzem.
-Nie wracajmy.
Powiedziałam błagalnym tonem do chłopaka. Poczułam jego ciężar nad sobą, ale nie mogłam teraz otworzyć oczu i zatonąć w jego oczach ale.. ahh, za późno. Harry leżał na mnie podpierając się łokciami. Jedną dłonią odgarniał moje włosy za ucho.
-Chcesz zamarznąć w nocy, skarbie? Musimy wracać, za chwile będzie ciemno.
-Ale jeszcze nie teraz.
Poprosiłam go na co usmiechnął się serdecznie. Położył się obok mnie tak, że jedną dłonią gładził moje włosy a drugą trzymał na brzuchu.
-Harry, mogę cię o coś spytać?
-O wszystko, słońce.
Spiorunowałam go wzrokiem za te wszystkie zdrobnienia, ale kontynuowałam.
-Mówiąc wszystko, co dokładnie miałeś na myśli?
-Wszystko, co powiem.
-Dosłownie?
Spytałam, doszukując się chociażby jednego zaprzeczenia mojej teorii. Zauważył to jak się spięłam i natychmiast znalazł się nade mną.
-Van, nigdy nie dotknąłbym cię w sposób, którego byś się bała lub nie chciała, jasne?
Patrzył na mnie obserwując moją reakcje, moja twarz przejaśniła się od ulgi jaką poczułam, chociaż, nie wiem dlaczego coś mi się nie podobało w tym zdaniu, ale postanowiłam tego nie rozstrzygać.
Chłopak ucałował moje czoło i wstał aby przywołać konie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz