Obserwowałam Harry'ego, przez duże okno tarasowe, które znajdowało się w kuchni. Na zewnątrz zrobiło się porządnie zimno, dlatego policzki chłopaka przyozdobione były w czerwone rumieńce, prawie tak jak jego usta. Nie miałam pojęcia dlaczego siedział sam na tarasie w taką pogodę, ale przyzwyczaiłam się, że czasem go nie rozumiem... Podejrzewałam, że był taki po rozmowie telefonicznej, którą odbył dziś rano. Po chwili wyjął z kieszeni papierosa i go zapalił.
Postanowiłam wyjść. Ubrałam tylko ciepłą kurtkę i buty, otworzyłam delikatnie drzwi. Spiorunował mnie wzrokiem, ale posłałam mu nieme 'tylko chwilę' i odwrócił głowę w drugą stronę. Przyglądałam się jak jego miękkie usta obejmowały papierosa i wciągały dym z pasją jaką robili to nałogowi palacze. Nigdy przedtem nie widziałam go kiedy palił, ani nawet nie poczułam od niego zapachu tytoniu...
Kiedy zauważył, że wpatruję się w niego utworzył z dymu szereg kółek rozpływających się w powietrzu. Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nie wiem dlaczego wcześniej nie zauważyłam, jak idealny ten człowiek był. Jego niedoskonałości, całość, czyniła go ideałem. Silnie uwydatniona linia szczęki, ledwo widoczny zarost, ciemne pieprzyki rozprzestrzenione w niektórych miejscach tuż przy zjednoczeniu się szyi i szczęki i te niesamowicie hipnotyzujące oczy, które nigdy nie były takie same, to zależało od oświetlenia, lub uczuć, najbardziej lubiłam te najjaśniejsze, kiedy wypełniała ich zieleń. Teraz były ciemne...
-Jesteś jedyną osobą nie wyżywającą się na mnie za to, że czasem zapalę.
Przerwał moje rozmyślania, uśmiechnęłam się delikatnie, ale zaraz posmutniałam przypominając sobie jak kiedyś chciałam zwrócić na siebie uwagę w domu. Zapaliłam wtedy bliżej mi nieokreślony rodzaj papierosa, po którym mdlałam cały wieczór, ale ich to w ogóle nie obchodziło, nawet nie było ich w domu... To było dawno, teraz nie jestem taka. W wieku piętnastu lat, chcesz tylko zrobić coś na przekór, teraz wiem, że to było głupie.
-Ja chciałabym, żeby ktoś mówił mi, że to nie jest dla mnie dobre...
Zdziwiona twarz chłopaka, wpatrywała się we mnie, ale szybko zmieniłam temat, chcąc uniknąć, kłopotliwych zwierzeń, których nie lubiłam.
-Dlaczego zapaliłeś dzisiaj? Jesteś zły..
- Jestem zły.
Jego mięśnie się spięły, a głowa znów powędrowała przez siebie.
- Chyba nie na mnie, nie?
Zapytałam szturchając go lekko w ramię. Zaśmiał się krótko i ucałował czubek mojej głowy na co się skrzywiłam, nigdy się do tego nie przyzwyczaję..
-Jasne, że nie na ciebie, kochanie. Podejrzewam, że niedługo się dowiesz dlaczego. Teraz właź do środka, jest zimno.
-Ty nie idziesz? Spytałam odwracając się.
-Zaraz do ciebie dołączę.
Deszcz dudnił w dach od samego rana, nie wiem dlaczego, od zawsze uwielbiałam ten dźwięk, działał na mnie jakby kojąco. Zastanawiałam się jak długo już tu jestem. Wracałam myślami do moich przyjaciół, Eda, rodziców... i do tej felernej nocy. Zawsze kiedy o tym myślałam, mój gniew stawał się silniejszy, nie wiem dlaczego pozwoliłam Harry'emu w ogóle mieć ze mną kontakt. Może to jest częścią jego planu, zaprzyjaźnić się ze mną, potem wykorzystać... może idę mu idealnie na rękę? Postanowiłam być ostrożniejsza, zapomniałam, że muszę się przecież stąd wydostać, nie mogę spędzić tu życia, prawda?
Harry wyszedł, powiedział, że wróci za godzinę, jak zwykle nie powiedział dokąd. Do cholery przecież tu nie ma nikogo, gdzie może chodzić? Usłyszałam dźwięk otwieranego zamku w drzwiach, już wracał. Usłyszałam kroki. To co zobaczyłam po prostu zwaliło mnie z nóg, prawie dosłownie. To NIE BYŁ HARRY. W progu stał dość niski, szeroko uśmiechnięty szatyn, z niebieskimi oczami i włosami postawionymi do góry.
- Ty musisz być Vanessa.
-Umm... yy Ty? Jasna cholera co tu się dzieje?
Chłopak pogłębił uśmiech, i zbliżył się do mnie na co gwałtownie się odsunęłam. Przelotnie stwierdziłam, że nowo przybyły jest przystojny.
-Więc jestem Louis. Przyjaciel Harry'ego. Mam nadzieję, że nie zrobił ci nic, chociaż wnioskując z tego że prawdopodobnie masz ochotę, rozbić mi ten wazon na głowie- tu jego oczy spoczęły na szklanym flakonie obok mnie- nie dzieję się tu nic dobrego- dokończył swoją wypowiedź.
-Ale jak to przyjaciel, tu nikogo nie ma... przecież... czyli możesz mnie stąd zabrać, tak? Jego nie ma, niczego by się nie dowiedział, masz samochód? Błagam cię powiedz, że masz!
Byłam tak wstrząśnięta widokiem, kogoś innego niż Harry, że praktycznie słowa wylewały się z moich ust.
- Nie tak szybko, skarbie- przewróciłam oczami- nigdzie nie mogę cię zabrać. Muszę się tu zatrzymać na parę dni.
Zszokowana, nadal nie wiedziałam co powiedzieć, byłam zła i zrezygnowana.
-Życie w jednym domu z dwoma obcymi mężczyznami. Mogłam trafić lepiej?
Widząc moje zmartwienie Louis podszedł do mnie na sofę i usiadł. Poklepał przyjacielsko moje ramię.
Popatrzyłam na niego i spuściłam wzrok.
Chłopak nie pozwolił aby było tak cicho. Cały czas mnie zagadywał i rozśmieszał, wypytywał o życie prywatne i o Harry'ego. Nie wiem dlaczego, ale polubiłam go. Był tak pozytywnym człowiekiem, że nie dało się tak po prostu być zdołowanym kiedy miało się go przy sobie. Okazało się, że ten dom jest tak na prawdę jego, ale Harry odkupił go w niewiadomym mi celu. Obecnie siedziałam na blacie, czekając na herbatę, którą szatyn właśnie przygotowywał, opowiadając żarty, które wcale nie miały sensu, co właśnie czyniło je śmiesznymi, szczególnie jeśli opowiadał je ktoś taki jak Louis.
Nagle zamarłam i automatycznie przestałam się śmiać, Louis szybko się ode mnie odsunął, ale uśmiechnął się na co nieco się uspokoiłam.
-Idź do swojego pokoju.
Rozkazał mi Harry.
-Zostań tu.
Zwrócił się do mnie Louis.
Wzrok Harry'ego świdrował Louisa, nie wiem co między nimi zaszło, ale to nie było nic dobrego.
-Vanessa słyszałaś co powiedziałem.
-Ona nie musi cie słuchać!
Krzyknął Louis na co wzdrygnęłam się.
-Nie muszę słuchać ani jednego ani drugiego! Więc skończcie!
Uniosłam się, teraz 2 pary oczu skupione były na mnie. Miałam dość tego ciągłego 'idź tam, musisz to'. Nie jestem czyjąś własnością. Harry był na mnie zły, nie obchodziło mnie to, Louis natomiast cwaniacko się uśmiechał. To była cisza przed burzą.. Poszłam usiąść na kanapie, zdziwiłam się, kiedy nie usłyszałam nic za sobą. Oboje wyszli. Jezu, w co ja się wpakowałam..
Po chwili do salonu wszedł zadowolony Louis.
-Gdzie Harry?
Spytałam spokojnie.
-Zaraz tu będzie.
-Jest na mnie zły...
-Nie... no może trochę...
-Idę do niego, chyba ciebie nie muszę pytać o zgodę, nie? Czy ciebie też muszę słuchać?
Louis zaśmiał się na moje słowa. Klepnął mnie w tyłek, na co uderzyłam go w głowę, rozwalając perfekcyjnie ułożone włosy.
-Bez takich!
-Nie martw się, skarbie. Lubię doprowadzać Harry'ego do szału, to na niego działa.
Nie za bardzo zrozumiałam słowa chłopaka, ale wyszłam na zewnątrz. Drzwi były otwarte, więc szybko wyszłam, zamykając je za sobą. Stał odwrócony tyłem. Oświetlała nas tylko słaba żarówka przy drzwiach domu, na zewnątrz panował już mrok.
-Wracaj do środka.
-Jesteś na mnie zły. Słuchaj, nie wiem za co.. ale, nic nie zrobiłam...
Spytałam miękko unikając jego tęczówek.
-Nie jestem zły na ciebie.
-Więc na kogo??
Harry usiadł na dużej ławce, schowanej pod dachem. Stałam na wprost niego.
-Na siebie.
-Harry wytłumacz mi to.
Ręka chłopaka gwałtownie owinęła się wokół moich nóg, dzięki czemu usadził mnie sobie na kolanach, zrobił to celowo, nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Jego ręce na moim brzuchu rozpraszały moje myśli i przyspieszały tętno.
-Jestem zły na ciebie w pewnym sensie. Co przyczynia się do tego, że... że jestem zły na siebie. Wiesz, kiedy wszedłem do domu i zobaczyłem jak Louis sprawia, że uśmiechasz się tak promiennie... do tego byliście tak blisko... jestem zły bo go polubiłaś... Mnie nigdy nie udało się tego dokonać.
Wstałam i usiadłam obok niego na ławce. Nie wiem, co mną kierowało, ale założyłam mu ręce na szyję i oparłam głowę o jego ramię. Włożyłam w ten uścisk, najwięcej uczucia ile potrafiłam.
- Udało ci się, to już dawno, stwierdzam to rujnując resztki mojej godności, Harry.
Wstałam i ruszyłam do domu.